piątek, 26 sierpnia 2011

A mogło być tak pięknie

Dziś recenzja, na którą zbierałam się już od dłuższego czasu. Być może mam zbyt małe doświadczenie z jedzenia tam, żeby ferować jakieś rzetelne wyroki, ale wiadomo opinia moja subiektywną jest i mam nadzieję, że ktoś mnie przekona, że jednak się mylę.
Ofiarą dnia dzisiejszego jest restauracja Metropolitana na Rondzie Mogilskim.

Na początek powiem, że do ideału knajpy obiadowej brakuje jej naprawdę niewiele. Po pierwsze ma niewielką konkurencję dookoła, bo tu tylko chińczyki, jadłodajnie typu bar mleczny itp za to ma miły ogródek i jest zaciszna mimo hałaśliwego sąsiedztwa. Knajp znanych z centrum typu "sympatyczna knajpka gdzie można dobrze zjeść i nie zbankrutować" w zasadzie tu nie ma (no chyba, żeby liczyć bufet w sądzie, który wprawdzie wygląda jak przeciętna stołówka to jedzenie ma pyszne - tyle, że niestety nieco niż stołówka droższe), więc Metropolitana mogłaby się takim miejscem stać. I pewnie dla tych co nie stracili cierpliwości zaraz na początku lub nie mają fanaberii żeby zjeść coś innego niż pizzę, takim miejscem jest. Ja jednak widzę w tej knajpie naprawdę duży potencjał i wkurza mnie jak można było go zmarnować i to w taki sposób.
Do adremu:
Wybrałam się tam onegdaj nie w celach pizzowych, a stricte obiadowych. Dania obiadowe przynajmniej w zakresie mięsa/ryby wyglądały obiecująco, w pozostałym zakresie, jak przeciętne dodatki. No ale jak to ja zaczęłam drążenie: a jaka sałatka?, a bukiet warzyw to co? No i załamka - knajpa włoska, si? Środek lata. Polska - znaczy się nie biegun jeden czy drugi i roślinki tu rosną, a w tym konkretnym czasie roku to nawet są pyszne i tanie. No to sałatki do wyboru: czerwona kapusta i kapusta biała a bukiet warzyw to chyba znacie ze sklepowej lady - taka fajna mrożonka. Do tego kupka ryżu, na oko wielkości 1/4 pojedynczej torebki (acz podejrzewam, że z torebki nie był, bo poziom ugotowania niezbicie świadczył na korzyść knajpy), za to mięso rewelacja, no po prostu kurczak z grilla z suszonymi pomidorami i oliwkami - idealnie wilgotny, pysznie doprawiony, no poezja. 
No to wytłumaczcie mi bo pojąć nie mogę. Jakim sposobem da się zrobić mięso i to w dodatku faszerowane w tak fantastyczny sposób i do tego dać taką plamę z resztą. Ziemniaczki pieczone zamiast wyciągać z wora (no tak wyglądały, może niesłusznie je oceniam) trzeba było nawet po wyciągnięciu z wora posypać przyprawami - widzę tu rozmaryn i pieprz cytrynowy i tak zapiec, nie da się?. 
A sałatki? Zrobiłam dziś rano wycieczkę z okolic dworca przez Kleparz i z powrotem w okolice Mogilskiego, całość zajęła mi jakieś pół godziny, przy czym szłam na nogach, a na Kleparzu nie wiedziałam co kupić - którego to dylematu, jak sądzę kucharz miał nie będzie. Wydałam jakieś 15 zł i z tego wyszłaby sałatka do 6-10 takich zestawów. Ja wiem, że kapusta + kukurydza z torebki i jakiś jogurt wychodzi taniej, ale litości, jakość mięsa i dodatków kompletnie do siebie nie przystaje. Jakby zatrudniono szefa kuchni do mięsa a jakiegoś kulinarnie upośledzonego fastfoodożercę do całej reszty. Rozumiem, że knajpa stawia na pizzę i słusznie, bo jak rozumiem nad pizzą czuwa ów szef kuchni, ten sam co nad tym fantastycznym mięskiem, bo pizza z tego co słyszałam bardzo dobra. Ale skoro już uczyniono ukłon w stronę osób co chcą zjeść normalny obiad, bo pizza im się trochę przejadła, to naprawdę fajnie by było zrobić go konsekwentnie. Sezonowość menu to nie choroba, w zimie z chęcią bym im tą kapustę i tą mrożonkę odpuściła, bo pochwalam politykę robienia sałatek z tego co akurat dostępne i dobre (a nie słynnych pomidorów o smaku szczypiorku). Z resztą ichnie sałatki umieszczone w menu jako oddzielne danie też raczej szału nie robią, bo w sumie nie wiadomo, która z nich jest która, smakują podobnie. Kawie za to nie mogę nic zarzucić, pyszna.

Podsumowanie:

plusy:
+ lokalizacja
+ ilość miejsc, klimatyzacja, toaleta
+ pizza
+ mięso
+ kawa

minusy:
- sałatki

Dodatki typu ziemniaki, ryż - poprawne, ale mogłoby być lepiej.

Jednym słowem, za danie główne zapłaciłam 20 zł, jest to rozsądna cena jeśli chodzi o jakość mięsa za to o wiele za dużo za pozostałe składniki - obiad tej jakości da się zjeść za 15-16 zł, więc proponuję: nie zmieniać cen, zmienić dodatki.

Przy okazji, czy w gastronomii powinien pracować ktoś kto szparagów od fasolki szparagowej nie odróżnia? ;)

czwartek, 18 sierpnia 2011

Bundz na gorąco?

Trzeba było sobie zrobić obiad do pracy, bo jakieś smętne pozostałości typu obiadowego zostały przygarnięte przez rodzinę. Miała być pizza, tylko znowu hmm no ten "wadliwy system dystrybucji energii" sprawił, że nie zeszłam na dół coby ją zrobić i zostałam ok. 23.30 bez obiadu, za to ze zdychającym pęczkiem szpinaku w zlewie. No to czym prędzej wzięłam się za makaron. A że i serów w lodówce znalazło się dość, w tym niektóre z rosnącym pragnieniem zwiedzania świata, do tego po wizycie na wsi zacierpieliśmy na urodzaj cukinii to wybór był naprawdę prosty: coś z tego wszystkiego :D Według mojej oceny najbliższy zwiedzaniu świata był kawałek bundza. Czemu nie? Kto nie ryzykuje ten nie ma szans na zostanie kulinarnym geniuszem (noo na niestrawność też ma mniejsze, ale to pomińmy). Eksperyment z bundzem się w zasadzie udał (znaczy zjadłam, dobre było, jeszcze żyję), ale akurat do makaronu lepiej sprawdzałby się inny ser, bundz za bardzo się ciągnie, a za mało tworzy apetyczny sosik, to raczej gęsty ciągut + rzadki płyn (co oczywiście nie umniejsza jego smaku).

Składniki:
makaron - u mnie świderki
cukinia
świeży szpinak
suszone pomidory suche (nie z oliwy, al to już moja fanaberia, nie lubię tych z oliwy)
bundz (lepszy byłby inny typ sera, ale najlepiej użyć tego co zalega w lodówce)
czosnek
oliwa

Sposób przygotowania:
Makaron ugotować, w międzyczasie na patelni na gorącą oliwę wrzucić pokrojoną w kostkę cukinię, chwilę podsmażyć. To naprawdę ważne by oliwa była rozgrzana, wtedy cukinia nie wchłania tłuszczu, dodajemy wstępnie podgotowany szpinak - mój był młody to w zasadzie wystarczyło mu potrzymanie chwilę we wrzątku, dodać namoczone uprzednio pomidory, pokrojone w paseczki, a następnie czosnek i bundz. Poczekać aż bundz się rozpuści, wymieszać z makaronem, zapakować do pudełeczka do pracy.

W związku z tym co na temat bundza się dowiedziałam stwierdzam, że jego cechy robiące z niego średniawy materiał do makaronu, świetnie sprawdziłyby się w zapiekance (nawet makaronowej), także następnym razem gdy bundz zawoła gromkim głosem, żeby go wypuścić, zostanie wsadzony do zapiekanki. Co ciekawe, gorący bundz mnie smakowo kojarzy się z zimnym oscypkiem. 

Wybaczcie brak zdjęcia - widziałam  swoim życiu ładniejsze makarony ;)

środa, 17 sierpnia 2011

Grillowany kurczak

Przepis to kulinarne natchnienie mamy, więc może ulec zmianie jak dorwę mamę ;)  Albowiem i tym razem  wszelkimi poprzednimi to ona była autorką tak pomysłu jak i wykonania. Jest pysznym sposobem na fileta z grilla, a jak to większość genialnych pomysłów powstał przez wrzucenie do gara tego co było pod ręką.

Składniki:
Filety z kurczaka ilość odpowiednia (będą krojone cieniej, żeby nie musiały schnąć w nieskończoność na grillu)
oliwa
sos sojowy
sos tabasco
miód
vegeta (uwaga, sos sojowy jest słony)
czosnek granulowany (jeśli ktoś się brzydzi takich wynalazków może wcisnąć świeży)
łyżka tymianku suszonego
łyżka majeranku suszonego

Sposób przygotowania:
Składniki marynaty połączyć, filety umyć i pokroić w dość cienkie kotlety, wymieszać kuraka z marynatą, odstawić na jakiś czas. Grillować po 2-3 minuty z każdej strony, tak by były upieczone ale wciąż wilgotne.

Skoro przypomniałam sobie o miodzie to może już nie będę musiała edytować ;)
 

Tzatziki

Są obecne w naszej kuchni od bardzo dawna, a konkretniej od czasu naszej pierwszej (i jak dotąd jedynej) wyprawy do Grecji, gdy młodym dziewczęciem byłam. Po powrocie próbowaliśmy odtwarzać tamte smaki i w sumie z zastrzeżeniem różnic klimatycznych można powiedzieć, że nam się udało.

Składniki:
dwa serki wielokrotnie mielone lub typu turek świeży może być pół na pół z jogurtem greckim (zwłaszcza te mielone - mogą być za suche)
koperek
dwa długie ogórki (w zależności od gęstości serka odciśnięte lub nie)
czosnek wyciśnięty
sól i pieprz

Sposób przygotowania:
Ogórki ścieramy na tarce o grubych oczach lub wrzucamy na akie czka do malakseru. Koperek niestety musimy pokroić ręcznie (za tym akurat nie przepadam), wszystko wrzucamy do miski z zastrzeżeniem poczynionym wcześniej (odciskanie), wrzucamy serki/jogurt plus serek, dodajemy czosnek - u nas to kilka ząbków, ale tak naprawdę zależy od czosnkolubności towarzystwa, sól i pieprz do smaku.

Świetnie smakuje do dań z grilla, ale też jako dodatek do zimnych mięs (jemy do śniadania wielkanocnego) i solo też.

Karmelizowana cukinia duszona i z grilla

Kiedyś przez przypadek wpadłam na genialny przepis - karmelizowaną cukinię. Nie pamiętam już jak to się stało, ale znając mnie był to jakiś atak kuchennego szału, który w taki oto sposób się skończył. Przepis ten chodził za mną od dość dawna, więc postanowiłam wykorzystać go do grilla  zobaczyć co będzie. Wyszło smacznie, choć oryginalny sposób przygotowania (duszona) jest lepszy.

Składniki:
Cukinia w plastrach/kostce
oliwa/olej 
miód
czerwone curry (zwane też curry sumatryjskim) w proszku, u mnie firmy santa maria*

Sposób przygotowania:
Jeśli chcemy cukinię usmażyć na grillu, kroimy ją w plastry, jeśli udusić w rondelku (wersja oryginalna) to w kostkę. Przygotowujemy marynatę: do miski wlewamy olej lub oliwę dodajemy płynny miód i obficie dodajemy czerwonego curry. Mieszamy cukinię z marynatą, tak by każdy kawałek warzywa był w marynacie (a nie tylko w oliwie), odstawiamy na jakiś czas. Jeśli czasu mamy mało to w temperaturze pokojowej, jak dużo to w lodówce. Plastry kładziemy na grillu i czekamy aż troszkę się przyrumienią i zmiękną. Kosteczki zaś wrzucamy do rondelka wraz z marynatą i dusimy, aż zrobią się całkiem miękkie i troszkę rozlatujące się (trudno to określić, ale to coś w rodzaju sosu z grubymi kawałkami cukinii). 

Grillowane wiadomo, zwykle je się w towarzystwie innych rzeczy z grilla, za to duszone najlepiej smakują z ryżem, jako sos do ryżu lub sałatka do ryżowego obiadu.

*Ja swoje kupowałam zagranicą. W Polsce widziałam czerwone curry u sympatycznego Pana sprzedającego przyprawy na krakowskim Starym Kleparzu. Pan jednak ostrzegł mnie, że każda gospodyni ma inny przepis na curry, stąd nie tylko możliwe, że jego curry będzie inne w smaku niż mój słoiczek, ale nawet bardzo to prawdopodobne. Moje już się ma ku końcowi, więc pewnie niedługo sprawdzę organoleptycznie ;)

Przepis dodaję do akcji:

piątek, 12 sierpnia 2011

Jajecznica na kurkach/ Scrambled eggs with chanterelles

Jest sezon na kurki! Jako, że grzyby najchętniej zbieram na portfel (choć i to niechętnie biorąc pod uwagę ich ceny), udałam się parę dni temu na Kleparz. Nabyłam tam woreczek kurek u przesympatycznej Pani Marty (którą serdecznie pozdrawiam). Z kurek tata wyczarował najekskluzywniejszą jajecznicę jaką zdarza mi się jeść - jajecznicy z truflami nigdy nie jadłam ;) Przepis może nie odkrywczy, ale a to jaki pyszny :)


Składniki:
jajka
masło
cebula
kurki
sól

Sposób przygotowania:
Czyścimy kurki z igliwia, ziemi i innego syfu, drobno kroimy cebulę. Na patelnię z rozgrzanym masełkiem wrzucamy cebulę i chwilę ją szklimy. Do cebuli dodajemy kurki i również chwilę razem smażymy, wbijamy jajka, solimy całość po czym zabieramy się za mieszanie jajecznicy poczynając od białek. Z rodziny mojego ojca pochodzi metoda, że białka mieszamy i ścinamy do końca i dopiero wtedy rozwalamy żółtka i mieszamy je z całością, w zasadzie zaraz wyłączając gaz. Jajecznica jest wtedy bardzo wilgotna, choć nie wszyscy lubią takie nieścięte żółtko. 

W dzieciństwie nie jadłam innej, teraz zależy od humoru, czasem wolę bardziej ściętą.




 Scrambled eggs with chanterelles

Chanterelles are particularly nice kind of mushroom for this dish, they are crisp and aromatic.


Ingredients:
eggs
butter
onion
chanterelles 
salt

Recipe is trivial: fry the mushrooms with an onion on butter and add eggs.
My method to make tasty scrambled eggs is to put eggs on a frying pan, add salt, then stir only egg whites, when they are done, break the layer of yolks, and after about 30 seconds it’s done.
 

Sałatka cukiniowo-grecka

Weekend się zbliża, a wraz z nim kolejny grill (taaa, przede mną jeden z najważniejszych egzaminów  moim życiu, ale to drobiazg...), czas więc by przypomnieć jeszcze jedną potrawę z zeszłego grilla ;)
W sumie, żadna to filozofia ani odkrycie, ale na cukiniowy sezon jest w sam raz. 

Składniki:
sałata, u mnie cukrówka
pomidory
ogórki
młoda surowa cukinia
oliwki czarne
zielona cebulka
papryka
ser feta - u mnie jakaś wypaśniejsza absolutnie niewarta swojej ceny
sól, pieprz, oregano, czosnek
ocet balsamiczny i oliwa z pierwszego tłoczenia

Sposób przygotowania:
Sałatę porwać, resztę składników pokroić, pomieszać, posolić, popieprzyć, poczosnkować, posypać oregano, następnie polać octem balsamicznym i oliwą, wymieszać. 

U mnie zastosowany ocet balsamiczny z psikaczem, którym to wynalazkiem zachwyca się moja mama, ja nieszczególnie, tym bardziej, że lubię mocny chlust octu balsamicznego w sałatkach. No ale co kto lubi ;)

Kulinarny zawód

Wczoraj wybrałam się ze znajomymi wieczorkiem na piwko. To znaczy oni wybrali się na piwko, bo ja jako zmotoryzowana mogłam conajwyżej na ich piwko popatrzyć. Znajomi wybrali naszą ulubioną niegdyś kawiarnię - Cafe Botanica na Brackiej. No właśnie, owo niegdyś jest tu kluczowe. 
Wystrój się nie zmienił - dalej jest tak ładnie jak dawniej. Dodano stolik na zewnątrz, za co duży plus. Wprawdzie ta część Brackiej jest akurat przejezdna, ale ruch tam tak mały, że spokojnie można siedzieć na polu. 
Natomiast co do reszty jest mi niezmiernie przykro, że tak się sprawy potoczyły, bo spędziłam tam naprawdę długie godziny w czasie studiów, powiem więcej, jakkolwiek jest inne miejsce, które z przyczyn wielorakich darzę cieplejszym uczuciem, to poczytać w przerwie chodziłam zawsze do Botaniki. 

Zatem do adremu:
Ceny - no chyba ktoś za długo przebywał na Bulwarach w słoneczny dzień, ja wiem, że knajpa jest popularna wśród obcokrajowców, ale to co się wyprawia z cennikiem to już rzeźnia. Przebolałabym, bo knajpę lubiłam ale czemu nie przeboleję o tym za chwilę.

Zawsze w Botanice było masę pysznego jedzenia - tosty to hit, kanapki mogące służyć z powodzeniem za pełny obiad, które uratowały nam życie w kolejce na egzamin, cudowny tort czekoladowy i tak dalej. Każdy miał tam swoje ukochane dania, no sielanka wprost. No to w październiku wybrałyśmy się tam z koleżanką. Obie akurat miałyśmy ochotę na pyszny tort czekoladowy. Żadna z nas go nie zjadła. Tort kiedyś będący kwintesencją czekolady, z niesłodką za to mega czekoladową masą i wiśniowym dżemikiem, był na słodkiej maślanej masie też oczywiście czekoladowej, tylko co z tego. Jakbym chciała się przesłodzić to napiłabym się syropu glukozowego. Postanowiłam, że nie idę tam w najbliższym czasie - tym bardziej, że na pozbieranie brudnych naczyń po poprzednikach nie doczekałyśmy się, lecz po godzinie poprosiłyśmy panią by a) posprzątała, b) przyjęła zamówienie.
Wczorajszy tort bodajże ponczowy był przepyszny i tu plusik, za to sztandarowe danie tej knajpy - tosty w mojej ocenie wołały o pomstę do nieba. Tost za bodaj 8 zł - włoski zawierał przede wszystkim podłą margarynę w ramach smarowidła (oj czuć było z daleka) i jakąś równie podłą wędlinę (zamiast pierwotnej szynki parmeńskiej czy też polskiego jej odpowiednika). Idealnie w mym odczuciu sprawę skomentował mój towarzysz - amatorsko w porządku. Tyle tylko, że litości! Knajpa z samej istoty swej jest profesjonalistą .

I gwóźdź do trumny: jak można czyścić witrynkę z tortami jakimśtam sidoluksem w sprayu nie wyjmując wcześniej ze środka tortów, owszem witrynka była od tortów odchylona, tylko co z tego?! 

Naprawdę szkoda by było by taka fajna knajpa upadła. Jest już sobie w Krakowie lata i mam nadzieję, że szefostwo zrobi coś by mogła tu być dalsze x lat. Ja w każdym razie w najbliższym czasie się tam nie wybieram. Tylko przykro mi będzie zobaczyć tam jakiś bank zamiast zielonej witryny...

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Masełko czosnkowe

Najlepszym dodatkiem do grilla, cieszącym się niezmiennie największym powodzeniem (i na ciepło i na zimno) jest masełko czosnkowe. Przygotowanie trwa może 2 minuty, jeśli oczywiście nie zapomnimy wcześniej wyciągnąć masła z lodówki, a efekt bajeczny.

Składniki:
masło (82% tłuszczu musi być - mixów nie uznajemy)
czosnek
vegeta
+ miseczka  wyciskacz do czosnku

Sposób przygotowania:
Miękkie masło (odstane bez lodówki jakiś czas) wsadzić do jakiejś miseczki, do masła wcisnąć czosnek wedle życzenia - tym razem było to pół gigantycznej główki, normalnie nawet do całej główki (ale czasem i masła jest więcej - kostka typu osełka zamiast zwykłej 200g), doprawić vegetą do smaku, wymieszać wszystko. Warto gotowe masełko uformować w coś w rodzaju kostki (a przynajmniej coś o płaskiej powierzchni) i przechowywać w lodówce - masło wtedy nie zjełczeje.

To jeden z hitów naszych imprez grillowych.

Bakłażany i cukinie z grilla

Jako, że impreza była w sobotę ogrodowo-grillowa, a bakłażan zalegał w lodówce postanowiłam poszukać jakiejś fajnej marynaty. Cukinia też zalegała, nawet w kilku odsłonach to ją podzieliłam na dwie części i jedna wylądowała w sałatce a druga na grillu.

Bakłażan z grilla
Bardzo luźno inspirowałam się tym przepisem to znaczy przeczytałam go kiedyś tam, a potem i tak zrobiłam jak mi się wydawało, czyli jak się okazuje całkiem inaczej

Składniki:
Plastry bakłażana uprzednio pozbawione goryczki (solimy plastry, odstawiamy na bok i czekamy aż puszczą płyn, płuczemy i wtedy są gotowe do dalszej obróbki)
oliwa
sos sojowy
słodko-pikantny sos chilli
miód
troszkę płatków papryki peperoncino (lub innej ostrej)

Sposób przygotowania:
Składniki marynaty wrzucamy do miski, mieszamy by wyszła emulsja, w której zanurzamy plastry bakłażana, przekładamy do michy, zalewamy resztą marynaty, odstawiamy, smażymy na grillu.


Cukinia z grilla

Składniki:
plastry cukinii
oliwa
czosnek
rozmaryn świeży lub/i suszony

Sposób przygotowania:
Pomieszać składniki marynat, zlać nią cukinię, zgrillować. Czasami proste rozwiązania są najlepsze.

I tak oto powstała wegetariańska część grilla. Nawet czysto mięsożerna część populacji zażerała się cukinią i bakłażanem, oczywiście potajemnie i nie przyznając się do tego, że im się uszy trzęsą :)

niedziela, 7 sierpnia 2011

Ciasto drożdżowe ze śliwkami

Tak żeby nie było nudno dziś znowu ciasto drożdżowe -w końcu drożdże pakują po 10 dag, więc nie można zrobić jednego ciasta na raz tylko od razu dwa koniecznie.

Ciasto jak zwykle robimy z tego przepisu

Oczywiście nie dajemy rodzynek, za to na wierzch (lub prawie na wierzch - ja na górę dałam jeszcze drożdżową kołderkę, żeby śliwki nie wysychały) wrzucamy jedna koło drugiej połówki wydrylowanych śliwek węgierek, które następnie posypujemy cukrem. Przykrywamy drożdżową kołderką/kruszonką/niczym, jeśli zdecydujemy się na kołderkę drożdżową to wierzch można posmarować białkiem, które zostało z robienia ciasta - wtedy wierzch ładnie przypiecze się na brązowo. Pieczemy na opcji góra-dół (ewentualnie potem dopiekamy sam dół) w temperaturze 180 stopni. Nie wiem jak długo, wsadziłam do pieca, polazłam gdzieś a jak sobie przypomniałam o nim to góra była pięknie brązowa to wyjęłam całość. Mogłam potrzymać jeszcze na pieczeniu z dołu, byłoby bardziej przypieczone z dołu, ale taki bledzioch też jest pycha. Wychodzi super - mokre, owocowe i niezbyt słodkie.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Kanelbullen "kanelki"

Jeden z moich ukochanych zimowych przepisów. Chciałam wrzucić go w zimie, jak należy, ale zauważyłam, że dział "kuchnia szwedzka" cierpi na wielkie braki w przepisach i mi się go żal zrobiło, a zdjęć "kanelków" mam całkiem sporo w moim domowym archiwum, stąd zostanie wrzucony teraz. Hmm jednak myliłam się co do tych zdjęć - było jedno i to nie z kanelkami w roli głównej... A swoją drogą, strasznie chodzi za mną ciasto drożdżowe. Planuję jednak zrobić je ze śliwkami na najbliższe spotkanie z przyjaciółmi - zwłaszcza po opisywanym już tutaj sukcesie szarlotki z rabarbarem, która niestety nie doczekała swojego zdjęcia (tym razem będę mądrzejsza - obfocę w piekarniku :D).

Kanelki to najbardziej znane i popularne szwedzkie ciasto, pełni funkcję taką jak u nas drożdżówki czy pączki w piekarniach, a może nawet donioślejszą - można je kupić wszędzie, pojedynczo i w większych paczkach. Jednak, gdy w czasie pobytu w Szwecji zrobiła je koleżanka, to Szwedzi swym autorytetem uznali, że nasze lepsze niż te z piekarni i ledwo udało nam się uratować kilka, żeby donieść do pokoju z piekarnika we wspólnej akademikowej kuchni (tak, to był ten minus mieszkania na przeciwległym końcu korytarza względem kuchni ;)).

A więc do dzieła.
Ciasto drożdżowe robimy według tego przepisu
 Można według innych, swoich ulubionych na ciasto drożdżowe, ja jednak jestem fanką tego konkretnego przepisu.

Dodatkowo będzie nam potrzebne:
cukier, cynamon, papier do pieczenia, płaskie blachy
Pomijamy dorzucanie rodzynek do ciasta, za to w żadnym wypadku nie wylewamy białek, które nam zostały.

Sposób przygotowania:
Podstawowe ciasto, przygotowane według wskazanego przepisu dzielimy na dwie części, każdą z nich wałkujemy do uzyskania czegoś na kształt prostokąta (zawsze to będzie owal ;)), rozwałkowane ciasto smarujemy białkiem pozostałym po produkcji drożdżowego, a następnie całość posypujemy w miarę równomiernie cukrem i cynamonem. Trzeba uważać by nie przesadzić z grubością warstwy cynamonowej - cynamon, gdy jest go za dużo i się spiecze, robi się gorzki, a tego byśmy nie chcieli.

Tak przygotowane ciasto zwijamy w rulonik i kroimy na kawałki, podobnie jak kroi się kopytka, kawałki odwracamy, tak by były roladką do góry i układamy na blasze na papierze do pieczenia lub posmarowanej masłem, w pewnych odstępach od siebie. Na blasze odstać je trzeba jeszcze 20 minut. Na proporcję z przepisu wychodzi na dwie blachy takich ładnych bułeczek (rosną jeszcze całkiem sporo na blasze), lub jeśli nie zależy nam tak bardzo na wyglądzie to można próbować upchnąć na jednej blaszce. Następnie wsadzić do piekarnika w temperaturze 180 stopni. Ja piekę na opcji góra + dół, ewentualnie w trakcie modyfikując tryb, jeśli z którejś strony przypieka się za mocno. Trwa to ok. 20 minut, ale trzeba sprawdzać i wyjmować zaraz jak będą dobre (suchy patyczek), przepieczone robią się suche i to już nie to.

W wersji pieczonej z roladką z boku i troszkę spłaszczonej od góry, wypiek ten nazywa się "ucha" i jest bardzo popularny w Finlandii :)

Mniej ortodoksyjnie można kanelki przygotować z kakao do wypieków zamiast cynamonu lub z dżemem. W szwedzkich piekarniach spotyka się najczęściej kanelki napełnione czymś w rodzaju dżemu cynamonowego z dużymi, dekoracyjnymi kulkami cukru pudru na wierzchu.

Dieta wątrobowa: kanelki można przygotować zmniejszając ilość cukru w cieście do minimum (u mnie jakieś 3 łyżki - jedna do ruszenia drożdży potem ze dwie do utarcia żółtek plus cukier do nadzienia), ale nie należy ich jeść bezpośrednio po  upieczeniu, a potem ostrożnie.

środa, 3 sierpnia 2011

Jak czytałam przepis na sałatkę

Chodzi za mną od dłuższego czasu pewna sałatka. Robi się ją zwykle w zimie, bo najszybciej wychodzi wtedy. Sałatka pochodzi z przepisów onetu i w założeniu miała być czymś zupełnie innym, ale ja po prostu przczytałam skład, a potem pod koniec przygotowania ze zduminiem odkryłam, że to nie tak miało być. Do oryginału już nie wróciłam - wtedy bo się nie dało, a potem bo już nikt mnie na to nie namówi

Sałatka z owocami, camembertem i żurawiną

Składniki:
sałata lodowa lub jaka w ręce wpadnie
koktajl owocowy z puszki lub świeże owoce
ser camembert (w oryginale jeden krążek, a mnie odpowiada więcej)
dżem żurawinowy (lub inny mus żurawinowy czy coś - u mnie zawsze dżem)
pieprz cayenne

Sposób przygotowania:
sałatę umyć i porwać na kawałki, wrzucić do miski, na wierzch wrzucić owoce bez zalewy (lub jak się komuś chce pokrojone świeże), na to kawałeczki camemberta. 
Sos: do małego rondelka wrzucić dżem żurawinowy, dolać do niego nieco wody i podgrzać, nasypać do niego pieprzu cayenne, wymieszać. Opcję z wodą można pomiąć jeśli dżem jest rzadki.

Ostrzeżenie: sos żurawinowy czasem średnio wygląda na wierzchu tej sałatki, ale warto to przeboleć - to moje odkrycie roku.

Oryginał to był obsmażany camembert z żurawiną na owocach z puszki - jednak myślę nieskromnie, że moja wersja lepsza :)

Skoro za mną chodzi to zdjęcia chyba nie mam, nie przypominam sobie żebym robiła, więc jak mnie znajdzie to wrzucę ex post ;)