wtorek, 9 lutego 2016

Wstrząśnięte nie zmieszane - Rakowicka róg Topolowej

Zachęcona przez Wierną Czytelniczkę zamieszczam kolejną recenzję, tym razem z podobno nowego centrum restauracyjnej aktywności. Ulicy Rakowickiej. Przynajmniej tak twierdzi pan Nowicki. Ja tam szczególnej aktywności nie widzę, raczej w zwijaniu się interesów niż wręcz przeciwnie. Jest tam parę ciekawych adresów, ale ogólnie to pizza i stołówy. Wstrząśnięte zastąpiło istniejące tam poprzednio Ancho. Do poprzednika też lubiłam chodzić, choć po pewnym czasie menu trochę wiało nudą. 

Gdy pierwszy raz weszliśmy do środka to był opad szczęki. Knajpę powiększono dwukrotnie, co jest super, bo powstała dodatkowa sala przy kuchni z normalnymi wysokimi stołami i krzesłami (odpowiednio do jedzenia, nie jakieś tam niskie fotele). Wprawdzie warunki lokalowe powodują, że brak ciągłości wnętrza - pierwsza sala przy drzwiach, potem coś jakby korytarz z barem i druga sala przy kuchni, to jednak ma to wyraźne plusy praktyczne: ja uwielbiam podglądać co się dzieje w kuchni, ale ma to wadę - czasem jednak zapachy kuchenne (nawet niewyczuwalne podczas pobytu) osadzają się na ubraniu. Rozumiem, że może to zniechęcać kogoś, kto w garniturku wyskoczył na lunch. A w okolicy sporo kancelarii prawnych, więc i garniaki przewijają się często. Więc garniak siada w sali pierwszej (do której nie przedostaja się żadne zapachy - niezła wentylacja) i omawia nad lunchem kwestie biznesowe, a ja zasiadam przy kuchni i patrzę kucharzowi na ręce. No dobra, widzę z daleka migającą sylwetkę kucharza, jest tam jednak kawałek przestrzeni.

Menu: zmienia się co ok. 2 tygodnie, karta jest krótka, 2 kartki czego tylko jedna to dania obiadowe, i desery na drugiej napoje (w tym czeskie piwo z browaru kraftowego). Moim zdaniem dla każdego coś miłego dania są różnorodne i wykorzystują polskie tradycyjne składniki np. kasze. Jadłam tam też ozorek w chrzanie (który mimo, że cudownie miękki jakoś wywołał grymasy pana Nowickiego). Jadłam tam już z 10 razy i zawsze dania były świetnie przyrządzone, mięso mięciutkie, ciekawe dodatki. W zasadzie jedyne do czego mogę się przyczepić to talerze z łupka - wiem że to teraz modne, ale ja przychodzę zjeść, a skrobanie sztućcami po chropowatej powierzchni i lęk przed wypadnięciem jedzenia z talerza, może trochę zepsuć posiłek. Jestem pewna, że można poprosić o zamianę łupka na zwykły talerz, bo na zwykłych też podają, tylko że ja zawsze zapominam. Aaa i coś absolutnie genialnego - talerze na zupę! Są ogromne! Talerz jest wielki z taką malusią dziurką na płyn - takie jest pierwsze wrażenie (w sumie chyba w podobnych podają w knajpach spaghetti). A potem jesz i jesz i jesz i końca nie widać. Ja po zupie jestem najedzona po uszy. A zupy naprawdę mają dobre. Nie zawsze w moim stylu, ale wiadomo, nie każdy musi lubić wszystko. Jak raz zrobili jakiś chiński bulion z imbirem i kolendrą mąż był zachwycony i ja też (że wzięłam tą drugą zupę ;)) W Top Chefie mówili, że jakość knajpy poznaje się po zupie. Tą mogę z czystym sercem polecić. Drugich jadłam chyba z 10 i każde było pyszne. Nie znam się, może faktycznie na talerzu za dużo się dzieje (tak argumentował swą niechęć pan Nowicki), ale to co się tam dzieje jest smaczne! Jeśli komuś nie pasuje sosik posmarowany z boku talerza, to naprawdę kompozycja pozwala zjeść bez. A ja do restauracji przychodzę zjeść, nie oglądać talerz. Podobno takie rzeczy to w Tate Modern można oglądać. Moim zdaniem wszystko jest apetyczne, świeże i naprawdę nie mam jednego złego wspomnienia.

Organizowałam w tej knajpie również większe spotkanie, takie powiedzmy pół-oficjalne, nie bankiet na 20 osób, ale tak bliżej 10 z możliwym konfliktem w zakresie kto ma regulować rachunek. Wszystko świetnie się udało, jedzenie wszystkim smakowało, podane prawie równocześnie (zamówiliśmy akurat dwa rodzaje dań jedno wyszło z kuchni chwilkę wcześniej niż drugie, ale różnica akceptowalna). Z obsługą spokojnie można było się dogadać co do kwestii komu ten rachunek podać i wszystko było tak jak ustaliliśmy. Panie pytały nas jak wolimy czy podać coś do picia czy czekamy na oficjalne "otwarcie imprezy", specjalnie dla nas zrobiły małe przemeblowanie gdy okazało się, że jest nas mniej niż miało być. Czuliśmy się dobrze zaopiekowani.

Ceny: max za pojedyncze danie to ok. 35 zł, moim zdaniem stosunek jakości do ceny jest fenomenalny. A, i herbata - coś co dla nas jest bardzo ważne w ocenie knajpy: są czajniczki z fusiastą w torebkach. Także wpadamy tam też na herbatę. Z wielu kawiarni wywiało nas po usłyszeniu, że oferują herbatę w torebkach, a tu i miejsce jest dogodne (np. blisko dworca kolejowego, można zrobić punkt spotkania przed wyjazdem i po przyjeździe) i herbata dobrej jakości.

Z tego co wiem robili tam remont, mam szczerą nadzieję, że knajpa powróci w tej samej szacie, bo w okolicy naprawdę mało miejsc gdzie można dobrze zjeść. Troszkę się boję bo wiadomo jak to z remontami knajp bywa, ale patrząc na panów noszących rury, jest nadzieja, że może faktycznie to tylko jakaś awaria. Na ich facebooku info, że otwierają ok. 14.02., miejmy nadzieję, że się uda, bo mieli otworzyć wcześniej. Trzymam kciuki za Wstrząśnięte, naprawdę fajne miejsce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Smakowało? - zostaw komentarz :)
Did you like it? - leave a comment :)