poniedziałek, 28 listopada 2011

Zupa cebulowa

Jest to jeden z tych przepisów, które w naszym domu są od wieków. Zupa typowo kryzysowa z małym ekskluzywnym dodatkiem żółtego sera. Wieść gminna niesie, iż jest to francuska zupa cebulowa w wersji dla biedaków, którą podawano w czasie rewolucji francuskiej na polach Elizejskich paryskim bezdomnym. Biorąc jednak pod uwagę egzotykę, tło historyczne i ogólny trochę romantyczny wymiar historii, na sto procent nie jest ona prawdziwa. Nie szkodzi, zupa jest na tyle dobra, że może mieć nawet zmyśloną historię :)

Ponadto pasuje do dań z magicznego świata: Znowu stuknęła w garnek, który uniósł się w powietrze, pofrunął do Harry'ego i zawisł, przechylając się nad stołem; pani Weasley zdążyła jednak podstawić pod niego głęboki talerz, do którego wlała się gęsta, parująca zupa cebulowa. (...) Harry przełknął wielki łyk gorącej zupy i pomyślał, że na pewno w gardle porobiły mu się pęcherze. (J.K. Rowling, Harry Potter i Książę Półkrwi, w tłum. Andrzeja Polkowskiego, wyd. Media Rodzina)
Zwłaszcza te pęcherze na przełyku świadczą o tym, że chodziło właśnie o tą zupę, a poza tym wiadomo, że państwo Weasleyowie nie byli zbyt majętni, stąd też kryzysowa zupa zdecydowanie mogła pojawić się na ich stole.

Składniki:
cebule (2 spore na osobę)
masło
mąka
sól, pieprz
kromki chleba lub bułki
starty żółty ser
+ żaroodporne miseczki*

Sposób przygotowania:
Cebule pokroić w kostkę, usmażyć na maśle. Dodać łyżkę mąki, zalać zimną wodą (wody na tyle miseczek ile osób +1). Ugotować do miękkości (ok. 20 min.) lekko przestudzić, zmiksować, dodać sól, pieprz. Na maśle usmażyć grzanki - po 1 na osobomiskę. Wlać zupę do miseczek, na wierzch położyć grzankę i posypać startym serem. Wrzucić do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika na 10 min.

* Jak ktoś nie posiada miseczek to można grzankę z serem stopić na patelni i wpakować na gorącą zupę. Ale to już nie jest to samo, ta zupa ma parzyć. Jest świetna w okropny zimny dzień, gdy wraca się zmarzniętym, szczerze polecam. Natomiast zdecydowanie odradzam przygotowywania jej w lecie, można się ugotować ;)

Kawa Mistrza Eliksirów

Kolejny przepis z Forum Mirriel, a przy okazji spełnienie obietnicy, którą dałam dawno temu w komentarzach, że pokażę kawę, którą zwykle pijam przy ciężkiej nauce. Jest pyszna, aromatyczna, a przy okazji podczas robienia można poczuć się jak Mistrz Eliksirów ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, stojąc przy bulgocącym kociołku gęstej cieczy, gdzie odpowiednie proporcje składników mają kluczowe znaczenie dla smaku całości. Całe szczęście, że w kuchni inaczej niż w eliksirach - jeśli składniki będą jadalne to reszta jest już tylko rzeczą gustu.
Składniki:
kawa (ilość uzależniona od preferencji, ja używam arabiki tchibo exclusive)
miód (lub brązowy cukier)
ćwierć łyżeczki mielonego cynamonu
3 goździki
szczypta kardamonu
ćwierć łyżeczki mielonego imbiru
kilka kropel soku z cytryny
malutka szczypta soli
papryka słodka mielona

Proporcja na 1 szklankę wody. Ja zwykle daję więcej wody i troszkę zmieniam proporcje wedle gustu. Ostrzegam! Zbyt dużo kardamonu czyni kawę absolutnie niewypijną :) Można dać paprykę ostrą.

Sposób przygotowania:
Do rondelka wlewamy wodę. Rzeczona zagotowuje się, zmniejszamy pod nią gaz i dodajemy kawę. Gotujemy 2 minuty, dodajemy miód/cukier i gotujemy kolejne dwie minuty, potem cynamon, goździki i kardamon, imbir, znów chwilka gotowania, sok z cytryny, sól, papryka i szybkie wyłączenie.
A na szybko, wrzucamy kawę po chwili miód, mieszamy do rozpuszczenia, resztę składników w podanej kolejności i koniec. Mieszać trza. Można w dowolnym kierunku i dowolną ilość razy, choć z tą herezję Mistrz Eliksirów na pewno nie wpuściłby mnie na zajęcia dla zaawansowanych ;)

Tym przepisem inauguruję nową grupę przepisów z magicznego świata Harry'ego Pottera (mam chęć na trochę literatury, a tam akurat o jedzeniu całkiem sporo mówią. I można dziwnie nazwać jedzenie).

Pierwsza odsłona przedświątecznych pierniczków

Jest zimno, ja od dłuższego czasu walczę z przeziębieniem. Znaczy się zima i zimowe jedzenie jakoś tak samo się nasuwa. Więc i ochota na pierniczki, zapach korzennych przypraw w domu itepe. Wiadomo. A że przy okazji napatoczyły się urodziny kuzynki to i okazja przednia do zrobienia góry pierniczków i nie-wtrąbienia ich samodzielnie (a potem biblijnego płaczu  zgrzytania zębów, że trzeba zastosować dietę ŻP*). Przepis znany mi jest z forum Mirriel, mojego ulubionego prócz durszlaka źródła przepisów (pyszne dania + odjechane nazwy, uwielbiam). Oryginalne pierniczki są witrażowe, świetne na choinkę, ale w tej wersji będę je robić bliżej świąt, za to sam przepis jest dość pyszny by zrobić je też bez witrażyków.
Składniki:
1/4 szklanki miodu
5 łyżek miękkiego masła
1/2 szklanki brązowego cukru (lepiej zastąpić cukrem pudrem)
1 jajko
2 i 1/4 szklanki mąki
1 łyżeczka sody
3 łyżeczki przyprawy do piernika (dałam więcej)
ewentualnie: 1 łyżeczka kakao (jeśli lubicie, gdy pierniczki mają ciemniejszy kolor) 

Ja osobiście raz daję puder, raz brązowy cukier, jak mi się chce. Przyprawy do piernika zawsze sypię opakowanie,  bo co potem zrobię z resztką przyprawy, nigdy nie daję kakao (tym razem było w przyprawie do piernika)

Sposób przygotowania:
Wszystkie składniki wpakować do michy, wymieszać na ciasto, zdrowo posypać stolnicę i oprószyć mąką wałek, rozwałkować, wycinać pierniczki. Kłaść na blachach na papierze do pieczenia. Wychodzą dwie blachy pierniczków. Które piec należy w 180 stopniach przez 10 minut, jeśli ma się pierniczka giganta, jak ja to można mu dać 15 minut. Ważne by nie przetrzymać w piecu bo zgorzknieją, a wiadomo, że zgorzkniali (czy to ludzie czy pierniczki) nie są dobrze widziani w towarzystwie.
Giganta dekorowałam pisaczkami cukrowymi dr.Oetkera.

Przepis dodaję do akcji: 

* dieta ŻP to oczywiście Żryj Połowę ;)

piątek, 25 listopada 2011

Tarta kajmakowa

Kolejny sposób na pozbycie się produktu zakupionego przypadkiem i zupełnie niewiadomo po co, ale na tyle pyszne, że warto się podzielić i zrobić "normalnie" zwłaszcza gdy za oknem wstrętnie, zimno i trzeba sobie poprawić humor czymś słodkim.
Składniki:
ciasto kruche: 250g mąki pszennej, 125g masła 1/4 szklanki zimnej wody, łyżka oleju, szczypta soli
Gotowa masa kajmakowa (u mnie o smaku kokosowym), lepszy moim zdaniem będzie kajmak z mleka skondensowanego słodzonego,choć to też jest dobre, jak czasu mniej
polewa czekoladowa z tego przepisu
bakalie do przybrania

Sposób przygotowania:
Składniki ciasta wyrobić na gładkie ciasto, włożyć do lodówki na pół godziny, jeśli nie mamy tyle czasu, można wyłożyć formę od razu. Puszkę z mlekiem skondensowanym słodzonym wsadzamy do garnka z wodą i gotujemy 2 godziny, następnie studzimy i otwieramy (nie należy otwierać gorącej puszki jeśli nie chcemy malować kuchni ani odwiedzać pobliskiego SORu), względnie kupujemy gotową masę. Ciasto pieczemy w temperaturze 180 stopni do "suchego patyczka", na gotowe, przestudzone ciasto wylewamy masę kajmakową i rozprowadzamy nożem, żeby równo było. Na wierzch nakładamy polewę czekoladową i dekorujemy całość orzechami, migdałami czy innymi bakaliami, które kręcą się w pobliżu. Do tarty podajemy kawę i staramy się nie zjeść wszystkiego naraz, bo jakkolwiek pyszne jest strasznie zamulające i kaloryczne ;)

Grzaniec na przeziębienie

Jak powszechnie wiadomo grzaniec przed snem to cudowny lek na całe zło świata, a w szczególności na wirusy, bakterie i inne wstrętne jednostki chorobowe (moja chyba o tym nie wie, bo jakoś nie zauważyłam by się szczególnie przejęła pełnym kubkiem grzańca). Oczywiście co gospodyni (albo gospodarz) to inny przepis, ale ja dziś pokażę przepis szybki, który, jeśli tylko wino jest w domu to prawdopodobnie jest wykonalny bez wychodzenia do sklepu.

Składniki:
wino czerwone bez ambicji (u mnie Kadarka)
cynamon w korze (może być i w proszku)
goździki
cukier wanilinowy (wedle gustu, u mnie ok. 2 łyżeczek, dla mnie nawet trochę za słodki)
dodatkowo:
nieco sproszkowanego imbiru (dla zabicia słodyczy)
dwie szczypty mielonego kardamonu (bo mam i mogę ;))

Sposób przygotowania:
Wino podgrzewać, dodać pozostałe składniki, poczekać aż będzie gorące, ale nie będzie wrzało. Przelać do kubka, wpakować się pod kołdrę, pić. Zasnąć błogo, obudzić się zdrowym ;)



Tarta grzybowo-brokułowa

Typowy przepis z tylnej ścianki.To znaczy z konieczności zużycia produktów, które za chwilę zaczną spiskować, wbiją się na niepodległość i będą chciały przejąć władzę nad światem. Wiadomo, każdy takie miewa w swojej lodówce. W naszym przypadku główną postacią przyszłego buntu były grzyby w zalewie. Mama nie wzięła okularów i trwając w przekonaniu, że kupuje grzyby marynowane, kupiła wieki litrowy słój grzybów w wodzie,  dodatku należących w większości do gatunków powstałych po to by nie miały smaku, jak pieczarki czy boczniaki (które smak nabywają przez odpowiednie przygotowanie).

Traf chciał, że lodówkę zapełniało również ciasto francuskie nocą ćwiczące już Marsyliankę oraz mozzarella przemyśliwująca czy lepiej brać przykład z Rzymian czy Mussoliniego skoro wszyscy skończyli marnie. Do tego dodałam brokuły niemyślące o rewolucji z uwagi na stan głębokiego zamrożenia i można było tworzyć tartę.
Składniki:
Ciasto francuskie (u mnie z Biedronki)
Grzyby z wody w słoiku litrowym (nadadzą się świeże pieczarki czy boczniaki)
Opakowanie mrożonych brokułów
Dwie cebule (duża i mała)
6 małych ząbków czosnku (spokojnie można było dać nawet więcej)
Opakowanie mozzarelli SM Skierniewice (czyli nie z solanki a po prostu z folii, wychodzi jej dość dużo, nie wiem czy ktoś jeszcze taką robi), ale w gruncie rzeczy obojętne jaka, można zastąpić zwykłym serem, sosem z jajka i śmietany lub beszamelem
sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Sposób przygotowania:
Ciasto rozłożyć na formie, na głębokiej patelni zeszklić cebulę i dodać do niej grzyby, w międzyczasie ugotować brokuły (można lekko al dente) i dodać do zawartości patelni. całość osolić (całkiem sporo), popieprzyć i wcisnąć czosnek. W międzyczasie wstępnie upiec ciasto (można na wierzch wrzucić groch, żeby nie wstało lub po prostu nakłuć je widelcem dość gęsto). Na podpieczone ciasto wrzucić zawartość patelni, na wierzch ułożyć plastry mozzarelli, posypać je pieprzem i gałką. Piec w 180 stopniach aż zarumieni się z wierzchu. 
tarta przed włożeniem do pieca
Ze względu na naprawdę bezsmakowe grzyby zjedliśmy z keczupem, nawet 6 ząbków czosnku nie pomogło ;)

niedziela, 13 listopada 2011

Gęś świętomarcińska

W ubiegłym roku, niestety już po świętym Marcinie,wpadliśmy na pomysł stworzenia nowej świeckiej tradycji gęsi świętomarcińskiej. A w zasadzie starej i nie do końca świeckiej tradycji ;) A, że w rodzinie mamy Marcina jak się patrzy, to uznaliśmy, że prezent-niespodzianka w postaci takiego oto dania, będzie fajnym pomysłem.
Pierwszą trudność napotkaliśmy już w fazie koncepcyjnej: skąd wziąć gęś? Wprawdzie Polska jest największym w Europie producentem gęsiny, ale w sklepach jakoś tego nie widać. W zasadzie szkoda, bo jak się okazało, gęsina jest bardzo smacznym mięsem. Zwłaszcza jeśli jest dobrze przyrządzona, a moja, nieskromnie mówiąc, wyszła fantastyczna. Przy tym filozofii nie ma tu żadnej, nawet jeśli przygotowane mięsa do pieczenia trochę trwa.
Ostatecznie gęś została upolowana w makro. Początkowo miała być 4,5 kilogramowa sztuka, sęk w tym, że toto nie miało szans zmieścić się do żadnej brytfanny. Więc tata zakupił gęś o kilogram lżejszą. Która jak się okazało, też nigdzie się nie mieści. Do tego w przypływie geniuszu nabył duży rękaw do pieczenia. I to się okazało być naszym ratunkiem gdy przymierzyliśmy potwora do różnych naczyń i mieścił się tylko na skos na głęboką blachę do pieczenia. Brytfanka, w której gęś pozuje do zdjęcia została, wykorzystana dopiero po wyjęciu gęsi z pieca po ponad trzygodzinnej kuracji odchudzającej w temperaturze 180 stopni (potem trochę niższej).

Składniki:
gęś
sól
majeranek
jabłka - szara reneta (ile wejdzie - u nas ponad kilogram)
nić bawełniana (z igłą)
parę ząbków czosnku (u mnie z 8 ale malutkich)

+ rękaw do pieczenia - duży

Sposób przygotowania:
Gęś rozmrażamy (trzeba na to poświęcić noc, lub ładnych parę godzin w zlewie z zimną wodą). Gotową do dalszej obróbki nacieramy solą z wierzchu i od wewnątrz (można sobie nie żałować soli, ale też bez przesady),  następnie szczodrze obsypujemy majerankiem również z zewnątrz i od środka. Następnie zaszywamy jedną stronę (u mnie od szyi, bo mniejsza dziura) i pakujemy jabłka pokrojone w ćwiartki bez gniazd nasiennych, ale za to ze skórką jak najbardziej mogą być. Spokojnie ile wlezie. Między jabłka wrzucamy ząbki czosnku  i, jeśli gęś mamy z szyją, można ją też wpakować do środka. Napakowaną gęś wsadzamy do rękawa, rękaw spinamy, kładziemy na głębszą blachę z piekarnika. Można na chwilę zostawić, żeby przeszła aromatem, ale myśmy nie mieli na to za wiele czasu, więc czekała tylko do czasu nagrzania piekarnika. Pieczemy ok. 50 min. na każdy kilogram mięsa, w temperaturze poczynając od 180 stopni, jak się piecze za szybko to zmniejszyć do 160 stopni.

Myśmy piekli z termoobiegiem przez godzinę dla każdego kilograma i tłuszcz na spodzie trochę się przypalił, ale za to gęś była mięciutka i rozpływająca się w ustach, więc coś za coś (przypalenizny nie było czuć w smaku mięsa ani tym bardziej w domu). Za to solenizant uznał, że Ptaszę jest wystarczająco dobre na to by stać się nową świecką tradycją.

Jednocześnie z tym kawałem mięsa, składam wszystkim Marcinom serdeczne życzenia imieninowe.

Pestki z dyni na ostro

To już ostatni z postów dyniowych. Dynia zjedzona, potworny łeb zwany profesjonalnie jack-o-lantern w końcu trafił gnić na kompost, więc czas już na zakończenie zabaw z dynią.
Szukałam na blogach jakiejś inspiracji, czy może nawet przepisu, jak toto się przyrządza, a że prażyć na patelni mi się nie chciało, to uznałam że przepis z tego bloga będzie nadawał się świetnie (no cud techniki normalnie, nad piekarnikiem nie trzeba stać ;)).

Oczywiście z proporcjami poczęłam sobie bardzo luźno, sypałam na oko. Poza tym w przepisie mowa była o pestkach słodko-pikantnych, a ja miałam ochotę na czysto pikantne, więc cukier został potraktowany z dużą dozą brutalności.

Składniki:
pestki - ile jest
1 białko
1/4 szklanki brązowego cukru (sypałam na oko, ale nie więcej niż dwie łyżeczki)
1/2 łyżeczki pieprzu cayenne (też na oko, i t raczej weszło więcej, choć nie sądzę, by była to więcej niż łyżeczka)
1/2 łyżeczki soli (tu byłam grzeczna)

Sposób przygotowania:
Wymieszać składniki marynaty, wrzucić do niej pestki, wyłożyć na wytłuszczoną blachę (u mnie posmarowana oliwą) i piec w 190 stopniach przez 12 minut lub do momentu gdy zaczną się rumienić. Ze względu na bardzo nierówne pieczenie mojego piekarnika trzymałam dłużej, ale to nie był dobry pomysł, więc raczej trzymałabym się tych 12 minut.

Pseudohummus z dynią

Zużywania dyni ciąg dalszy. Hummus to pasta z ciecierzycy popularna szczególnie w basenie Morza Śródziemnego, a jeszcze szczegółowiej w jej południowej części. Pseudohummus oczywiście dlatego, że ciecierzycy w domu nie posiadam, za to soczewicę zwykle mam. A skoro sprawdziło się z zamianą ciecierzycy na soczewicę w falafelu to czemu teraz nie? Przepis oryginalny wzięłam z bloga Bei.
Składniki:
250g ugotowanej ciecierzycy (u mnie soczewica)
150g upieczonej dyni
3 łyżki pasty tahini (dałam dwie, nie lubię zbyt mocnego aromatu sezamu)
2-3 łyżki oliwy
2 ząbki czosnku (dałam chyba 4 ale malutkie były)
sól, pieprz
sok z cytryny
można dać mielony kumin ale ja nie dałam

Sposób przygotowania:
Ugotowaną ciecierzycę (soczewicę) i upieczoną dynię zmiksować, dodać tahini i pozostałe składniki, wymieszać, po drodze można próbować, doprawić do smaku. Podawać jako past do pieczywa (najlepiej grzanek), dip do warzyw oraz innych rzeczy, do których Wam pasuje :)
Smacznego!

czwartek, 10 listopada 2011

Zupa z dyni

Jak już wspominałam, po Halloween zostało duuużo (w porywach do bardzo dużo) miąższu z dyni, a że wyrzucanie jedzenia napawa mnie smutkiem, jeśli nie obrzydzeniem to trzeba było zrobić z tym fantem coś. No to zrobiłam. Jest zupa. Jest gęsta, jest dobra, ale będę eksperymentować dalej bo na kolana to mnie nie rzuciła.
Składniki:
padlinka na wywar (u mnie skrzydełka z kurczaka)
marchewka
pietruszka
seler
dwa ziemniaki
cebula lub por
dynia w ilościach przemysłowych (znaczy tyle ile było z tej 10 kilowej dyni)
+czosnek, sól, pieprz, kminek mielony

Sposób przygotowania:
Skrzydełka ugotować na wywar, dodać marchewkę, pietruszkę i selera, gotować do miękkości, czosnek pokroić i obsmażyć, dodać do zupy, ziemniaki pokroić w kostkę, obsmażyć ok. 5 minut, dodać do zupy, pora również obsmażyć, a następnie partiami dynię. Wszystko wrzucić do zupy gotować razem. Całość zmiksować, przyprawić mielonym kminkiem. Podawać z grzankami.

Paluchy wiedźmy

Klasyczny już przepis na halloweenowe przyjęcie. Mój przepis pożyczyłam od Dorotki z bloga Moje Wypieki.
Składniki:
225g miękkiego masła
3/4 szklanki cukru pudru
1 jajko
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (tym razem pominęłam, poprzednio dałam cukier wanilinowy)
1 łyżeczka ekstraktu z migdałów (pominęłam)
2 i 2/3 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka soli
3/4 szklanki obranych migdałów

Sposób przygotowania:
Wszystko prócz migdałów zmiksować i zagnieść. Gotowe ciasto włożyć na 30 min. do lodówki. Następnie formować palce. Powinny być cieńsze od własnych, bo w piekarniku trochę rosną. Naciąć w miejscach gdzie wiedźma zgina palce, w każdy wcisnąć migdał w charakterze paznokcia. Można użyć połówki, paznokcie będą cieńsze, a cała impreza z migdałami tańsza. Piec ok. 10 min. w temperaturze 200 stopni. 

Wbrew pozorom są pyszne i strasznie maślane.

Tort z serka homo z pająkami

Oryginalny przepis to stara rodzinna receptura na sernik na zimno, nazywany u nas tortem z serka homo, czy też po prostu serkiem homo. Tym razem ograniczyłam się do zrobienia małej tortownicy wychodząc z założenia, że przy takiej ilości słodkiego naprawdę niewiele osób wytrzyma. Tym bardziej, że 100% gości to osoby względnie dorosłe (to znaczy ciałem z całą pewnością ;)). Ale przepis podam na dużą tortownicę, na małą wystarczy zmniejszyć proporcje o połowę.

Składniki:
duża paczka biszkoptów typu „lady fingers” (San lub dr Gurgul)
4 jajka
niecała szklanka cukru
cukier wanilinowy
kostka masła
cała duża żelatyna dr Oetkera
2 serki Turek duże
mleko
2 galaretki
owoce świeże lub puszkowe (nie! kiwi ani ananas – galaretka się nie ścina)
Jeśli przewidujemy dodanie pająków, to zamiast zwykłych owoców należy nabyć suszone śliwki.

Sposób przygotowania:
Masło stopić, żelatynę namoczyć w mleku (tylko zwilżyć żeby nie pływało), żółtka ubić do białości z cukrami, zalać stopionym, lekko przestudzonym masłem, dodać trochę mleka do żelatyny, rozpuścić ją (ew. zagotować mieszając) do żółtek z masłem dodać ser, zmiksować, dodać żelatynę, ubić pianę z białek i dodać do masy. Wylać na tortownicę wyłożoną biszkoptami. Włożyć do lodówki, aż się zetnie na ścięte nałożyć owoce i polać wystygniętą, gęstniejącą galaretką.

Pająki:
Korpusy to całe suszone śliwki, nogi układamy ze śliwek pokrojonych w cienkie paski. Wygląda naprawdę realistycznie :)

Mózgi w zalewie czyli kalafior w curry

Ciąg dalszy upiornych potraw. Ta właściwie codo zasady taka wcale nie jest i jako całkowicie niewinne danie pochodzi z bloga Ela gotuje.... To bardzo sympatyczny przetwór, dość pikantny. Świetnie nadaje się jako pikantny dodatek do kanapek czy też zamiast ogórka w charakterze sałatki do obiadu.
Składniki:
kalafior (u mnie dwa małe)
koperek

Zalewa:
1 opakowanie curry
1 szklanka wody
3/4 szklanki octu 10%
1 szklanka cukru (dałam mniej, zawsze daję mniej ;))
2 łyżeczki soli

Sposób przygotowania:
Składniki zalewy wymieszać i zagotować (trzeba w miarę pilnować, lubi wykipieć). Kalafior gotować we wrzącej osolonej wodzie przez 15 minut. Wodę odlać, kalafior osuszyć, podzielić na odpowiednie kawałki, wymieszać z koperkiem. Zalać zalewą na 2 godziny. Warzywa wrzucić do słoików, zalać zalewą, pasteryzować.

Ja nie pasteryzowałam, tylko gotowe zakręciłam porządnie i ustawiłam do góry nogami na kilka godzin aż zassało zakrętkę. Doszłam do wniosku, że dwa słoiki, z czego jeden mały, prawdopodobnie i tak nie zdążą się zepsuć choćby chciały.

środa, 9 listopada 2011

Pizza z dynią

Niestety pizza nie doczekała sfotografowania, co jak sądzę przemawia na jej korzyść. Ale z blogowego punktu widzenia naprawdę szkoda

Wybór głównego składnika podyktowała oczywiście impreza Halloween i dłubanie dyni, która jak przystało na porządnego 10 kilowego potwora zawierała całą masę ślicznego pomarańczowego miąższu, który trzeba było czym prędzej wykorzystać. Notabene przyznać trzeba, iż mężczyzna, który bohatersko dynię targał w ramionach przez pół miasta i deklarował dozgonną do niej nienawiść, jednak się złamał i uznał, że jest zarówno zabawna (dłubanie) jak i pyszna (pizza), co chyba oznacza, że mogę pęknąć z dumy na okoliczność własnego talentu ;)

Do rzeczy...

Składniki:

Ciasto:
300 g mąki
łyżka soli
1/2 kubka ciepłej wody
20g drożdży
3 łyżki oliwy

Wierzch:
Serek mascarpone
filet z kurczaka (wstępnie podsmażony z solą i pieprzem)
dynia (również wstępnie podgotowana)
suszone pomidory (ja dałam suche namoczone w wodzie bo takie wolę)
rucola
starty żółty ser
zioła prowansalskie, czosnek, sól, pieprz

Sposób przygotowania:
Drożdże rozpuszczamy w wodzie (ja dałam odrobinkę cukru, żeby ruszyły) i troszkę mąki - tworząc konsystencję śmietany i odstawiamy do wyrośnięcia. Po ok. 0,5h lub gdy objętość zaczynu się podwoi dodajemy resztę mąki, sól i oliwę. Zagniatamy ciasto i odkładamy do miski pod ścierkę. U mnie rosło ze 2h, ale ten przepis tego nie wymaga (dla bezpieczeństwa proponuję zostawić na pół). U mnie rośnięcie wymusili goście, dłubanie w dyni oraz wcześniejsze dania. Rozwałkować a następnie rozciągać dłońmi ciasto po blasze, tak, żeby zrobiło się jak największe. Na wierzch posmarować mascarpone, wrzucić resztę składników, posypać startym serem. Ja rucolę wrzuciłam od razu, bo mi się nie chciało robić tego kilkuetapowo, ale jeśli ktoś chce mieć ją świeżą a nie ugotowaną, można posypać pizzę pięć minut przed końcem pieczenia. Doprawić. Piec w 220 stopniach aż się przyrumieni (także od spodu).

Zupa hemoglobinowa z gałkami ocznymi czyli upiorny sposób na pomidorową

Mimo okropnej nazwy zupa jest całkowicie jadalna, a nawet, rzekłabym, że pyszna. Oczywiście skomponowana na upiorną modłę wyłącznie pod kątem imprezy Halloween i bez odpowiedniej aranżacji także jak najbardziej do wypróbowania.
Składniki:
skrzydełka kurczaka (może być dowolna padlinka na wywar lub zgoła same warzywa jeśli ktoś niemięsny)
marchewka
pietruszka
kawałek selera
cebula
2 koncentraty pomidorowe
przyprawa pomidory z bazylią i czosnkiem (lub bazylia suszona i czosnek granulowany)
sól, pieprz

+ twaróg półtłusty/tłusty (u mnie z Biedronki), oliwki

Sposób przygotowania:
Gotujemy skrzydełka, gdy są miękkie dodajemy warzywa i gotujemy o miękkości, po drodze solimy. Warzywa wyciągamy (można zrobić z nich mini sałatkę jarzynową). Do wywaru dodajemy koncentraty pomidorowe, chwilę to razem gotujemy. Dodajemy przyprawę, doprawiamy do smaku - zupa gotowa.

Oczy: Wybieramy twaróg, który będzie się dobrze lepił - ze swojego doświadczenia polecam półtłusty Biedronkowej Zielonej Łąki i lepimy z niego kulki. Dwie na talerz w zupełności wystarczą, choć można dać i trzy. Oliwki kroimy w poprzeczne plasterki i wciskamy je w kulki twarogu imitując oczy.


Do talerza wrzucamy oczy, następnie wlewam zupę i od razu podajemy na stół. Ne potrzeba żadnych dodatków :)

Natomiast jak ktoś chce fajną zupę pomidorową przyprawioną na sposób włoski, wystarczy serowi nie doprawiać źrenic.

Upiorne Halloween przesunięte w fazie

Nareszcie zebrałam się żeby coś o nim napisać. Aż tak wielkiego opóźnienia względem imprezy nie mam, choć oczywiście na akcję halloweenową już się nie załapię. Cóż, magia imprez konkurencyjnych to sprawiła. Niestety nasza kameralna impreza musiała ulec pod naporem zakończenia sezonu na wodzie w Krakowskim Yacht Klubie oraz spotkaniu porejsowym po tym rejsie w ramach zlotu jachtów z duszą Próchno i rdza 2011 i w efekcie odbyła się w niedzielę 6 listopada.

Cel imprezy to oczywiście upiornie się ubrać i równie upiornie zjeść. Zachęcam do takich imprez nawet osoby, które z Halloween jako takim nie chcą mieć nic wspólnego, bo to po prostu świetna zabawa. Można spróbować zrobić ją przy okazji Andrzejek lub ochrzcić po naszemu Dziadami. Ważne jest tylko aby wszyscy potraktowali sprawę poważnie i faktycznie się przebrali, w towarzystwie samych trupów, zombie i w naszym przypadku nadreprezentacji załogi żaglowca widmo, wszystko sympatycznej się układa.
Na upiorne menu złożyły się:
2. Pizza z dynią (to akurat mało upiornie, za to smacznie)
6. Palce wiedźmy (zbierane o północy)
7. Chrupkie przegryzki na ostro
8. Oczy w galaretce

Przepisy na upiorne dania w dalszych postach. Tu tylko ujawnię, że podbudowę ziemną pod nawiedzony cmentarz stanowiło brownie z polewą czekoladową udekorowane herbatnikami oraz gotowymi bezikami, którym tylko domalowałam pisaczkiem cukrowym oczka (oczywiście nie są one tak piękne jak własnoręczne, które pojawiały się na innych blogach, za to zdecydowanie mniej z nimi roboty). 

Zapraszam do dalszego eksplorowania menu.