Długo mnie tu nie było, bo najpierw czas zdecydowanie nie sprzyjał pisaniu (jedzeniu też nie) a potem zamieniłam moją normalną kuchnię na moją wakacyjnie-hardcorową kuchnię i dwa tygodnie działałam w niej.
O ile jeszcze robienie jedzenia i fotografowanie go w domu jakoś uchodzi mi na sucho, o tyle na wakacjach, gdy obiad podaje się w plenerze, po prostu nie mam serca (a nawiasem mówiąc i aparatu na wierzchu) by odmawiać ludziom zjedzenia obiadu już natychmiast. Od zeszłego roku prócz tego uroczego zaplecza kuchennego, zwanego profesjonalnie kambuzem (żeby się przypadkiem nikomu z kuchnią nie skojarzyło) wozimy ze sobą jeszcze dodatkową butlę z dużym palnikiem, dokładnie pod patelnię o średnicy 26 cm - żeby się wygodniej ryby smażyło, a i inne rzeczy gdy słońce praży i na okazanej kuchence można prócz obiadu uprażyć siebie.
Zdjęć wprawdzie nie posiadam, ale dla spragnionych wakacyjnego słońca i wiatru w żaglach posiadaczy turystycznych kuchenek podzielę się kilkoma miłymi przepisami.
Punkt 1. Na łódce najlepiej sprawdzają się "cosie": makaron z czymś, ryż z czymś oraz kasza z czymś, kuskus z czymś również, tylko trzeba go zabrać z domu, miejscowe sklepy niekoniecznie mają takie rarytasy. No i ryby, ale do ryb trza mieć ostry nóż i chętnego do sprawiania (tym razem chętny był do sprawiania, za to chętnych do jedzenia, ku memu bólowi, nie).
Punkt 2. W przypadku posiadania zestawu standardowego, a taki zwykle możemy spotkać na łódkach (nie tylko czarterowych) czyli kuchenka dwupalnikowa i tyle, ważne by nasz obiad powstał w max. 2 garnkach (z czego jeden to makaron/ryż/kasza/woda na kuskus) co znaczy znowu, iż "coś" musi powstać w jednym.
Punkt 3. Żeby nie jeść tzw. "słoiczków", które moim zdaniem są całkiem lub prawie całkiem niejadalne nie trzeba heroicznego wysiłku nawet przy braku lodówki - puszki ratują sprawę: pomidory w puszce, czerwona fasola, jakaś kukurydza, oliwki w słoiczku, tuńczyk, jakieś lepsze konserwy lub wędzony boczek i już jest materiał na co najmniej 3 obiady. Warto mieć schowaną cebulę czosnek i i trochę różnistych przypraw. 20 minut i jest obiad.
Zestaw 1 - Meksykański
cebula, papryka, kukurydza w puszcze, fasola w puszce, pomidory w puszce, czosnek, przyprawy, opcjonalnie mięcho (konserwa sprawdza się bardzo dobrze, ale i boczek wędzony czy inne rarytasy również)
Cebulę, paprykę i kukurydzę wrzucamy na rozgrzany olej i chwilkę dusimy, dodajemy mięcho, znów dusimy, wrzucamy resztę, doprawiamy do smaku (czosnek, papryka, pieprz i sól).
Podajemy z ryżem, makaronem lub kaszą
Zestaw 2 - tuńczykowy
tuńczyk w sosie własnym w puszce, cebula, czosnek, majonez, zielona pietruszka
Na patelnię z niewielką ilością oleju wrzucamy cebulę pokrojoną w kostkę, następnie rąbiemy tam tuńczyka z łyżką-dwoma majonezu (na Mazurach polecam Kętrzyński), dodajemy czosnek i zieloną pietruszkę, podajemy z makaronem
Zestaw 3 - pseudoboloński
jakieś mięcho, pomidory z puszki, przyprawy, cebula i czosnek będą dodatkowym atutem, a oliwki to już wypas po pachy
Mięcho z cebulą i czosnkiem smażymy, dodajemy pomidory z puszki, przyprawiamy do smaku oregano, bazylią lub ziołami prowansalskimi (zależy co mamy pod ręką)
Takich zestawów oczywiście da się wymyślić całą masę, choć po 2 tygodniach wszyscy wypatrują kotleta z ziemniakami i innych dań nie mających formy papki ;) które jakkolwiek bez problemu da się uczynić przynajmniej na niektórych łódkach, ale w normalnych warunkach nikomu się nie chce :)
Wróciłabym na wakacje pogotować sobie jeszcze - wiatr, woda, świeżo złowione ryby i butla gazowa - ehhh rozmarzyłam się.
Pojechałabym na wakacje pogotować trochę na łódce ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to!!! i "pseudoboloński" na mielonce...smakuje tylko na łódkach.
Pozdrawiam
Ja też ;) mało mi. A pseudoboloński na mielonce smakuje jeszcze w górach i innych "okolicznościach przyrody" sądzę, że to ten specyficzny smak potraw gotowanych na butli gazowej, w domu nie do podrobienia. No ale w tym roku był wypas i pseudoboloński robiliśmy na boczku wędzonym z Biedronki :D
OdpowiedzUsuń