Zostało kiełbasy z grillowej imprezy. Grilla ani innego ogniska nie chciało mi się palić, a i sama kiełbasa saute jakoś mi nie leżała. No to wyciągnęłam jakieś różności zalegające w lodówce, patelnię grillową, patyczki do szaszłyków i heya :)
Składniki:
kiełbasa
boczek wędzony
cebula
papryka
cukinia (jakieś wątłe resztki, ledwie na połowę starczyło)
Sposób przygotowania:
Patyczki do szaszłyków zalać wrzątkiem coby sobie napęczniały. Nie jestem do końca pewna po co się to robi, ale podejrzewam, że po to by się patyczki nie shajcowały jak przyjdzie co do czego ;) Dzielimy wszystko w kostki (z doświadczenia powiem, że nie za duże - strasznie długo im schodzi to smażenie) i nabijamy po kolei wszystkie składniki. Patelnię grillową smarujemy pędzelkiem namoczonym w oleju (nagrzewanie suchej patelni niszczy teflon, a przy grillowej sobie na to nie możemy pozwolić), wrzucamy szaszłyki i zabieramy się za czytanie książki. Jak zaczyna dość głośno skwierczeć, podnosimy głowę znad lektury i obracamy szaszłyki. Do tego możemy sobie upiec ziemniaczki w mundurkach - ja je zwykle najpierw podgotowuję (lub jak tym razem całkiem gotuję) i podpiekam w piekarniku, nie chce mi się czekać aż się upieką od podstaw. Do ziemniaczków dodałam czosnek granulowany, pieprz cytrynowy i zioła prowansalskie.
A lektura to Scotta Lyncha "Kłamstwa Locka Lamory" czyli pierwsza część cyklu Niecni Dżentelmeni - niedługo wybieram się na żagle, a część drugą obowiązkowo muszę przed wyjazdem przeczytać (po raz -dziesty).
Zdjęcia wrzucę jak dopadnę aparatu i zgram :)
Zdjęcia wrzucę jak dopadnę aparatu i zgram :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Smakowało? - zostaw komentarz :)
Did you like it? - leave a comment :)