Postanowiłam zmierzyć się z wyzwaniem. A w zasadzie zmierzaliśmy się we dwójkę, no i w sumie z mojego wyzwania wyszło niewiele, albowiem cały ciężar przygotowania wziął na siebie mój współkucharz. Ogólnie rzecz biorąc skorzystanie z gotowego zestawu do sushi jest na pierwszy raz pomysłem wyśmienitym albowiem nie trzeba się martwić kwestią maty bo jest dołączona do każdego zestawu.
My kupiliśmy zestaw "blue dragon" bo był najtańszy, a o jakości poszczególnych składników i tak nie moglibyśmy się wypowiedzieć. Za 20 sushi-wieczorów, może edytuję tego posta ;) W każdym razie mata z zestawu okazała się być zaskakująco porządna, więc przyda się na wypadek kolejnych edycji. Kolejne zaskoczenie to ryż do sushi w woreczkach. No i dobrze. Odpadła ponoć najbardziej upierdliwa kwestia to znaczy przypalający się ryż, a i tak, mimo woreczka, już we właściwym momencie kleił się wyśmienicie (do wszystkiego ;)) A, za to zdecydowany minus zestawu: tak wasabi jak i sosu sojowego było co kot napłakał i oczywiście brakło.
Zrobiliśmy dwa rodzaje maki: z łososiem i awokado oraz z tuńczykiem i zieloną cebulką. Do zdjęcia przetrwał tylko ten drugi, bo łososiowy był smaczniejszy. Za to z ryżu który pozostał oraz z pozostałego łososia już własnymi rękami zrobiłam nigiri sushi czyli wałek ryżu + plasterek ryby. Ogólnie też nic trudnego.
Wrażenia ogólne z sushi bardzo dobre, można to powtarzać. Aczkolwiek tym razem w zakresie maki nie mam zbyt wielu osobistych doświadczeń, bo głównie zerkałam przez ramię głównemu producentowi oraz robiłam mądre miny. Może następnym razem pomocników przywiąże się do kaloryfera, żeby się nie dorwali do maty :D to napiszę więcej. Albo w związku z tą groźbą jakieś porady pojawią się w komentarzach.
Porady:
OdpowiedzUsuń- pójdź parę razy do sushi baru i popatrz obsłudze na ręce;
- ryż w woreczkach gotuje się do bani, Twój na pierwszy rzut oka jest rozgotowany, albo dałaś za dużo sosu;
- metoda gotowania ryżu z przypalaniem jest najprostsza, ale ryż ma potem zapach spalenizny; w sieci jest pełno innych, popróbuj;
- naostrz noże, bo ryba jest zmasakrowana.
Poza tym gratuluję odwagi :)
Aaa to zależy o co walczymy i dokąd zmierzamy. Nie było moim celem robienie sushi jak w barze, tylko spędzenie przyjemnego wieczoru przy garach. Ryż mógł być każdy ale na pewno nie był rozgotowany, po wyjęciu z woreczka obawiałam się że nawet wręcz przeciwnie, bo był całkiem sypki, ale i tak na szczęście się kleił. A ryba jest zmasakrowana bo to końcówka fileta, ze skórą była i mi się nie chciało jej zdejmować jak należy. W zasadzie celem moim było zużyć resztkę ryżu w dowolny sposób.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś, jak zapragnę zrobić sushi jak należy to je po prostu takie zrobię, na razie celem było sprawdzić czy mnie to bawi.
Btw sami Japończycy (przeciętni, nie kulinarne świry) nie mając maszynki o ryżu, gotują go na zasadzie jak wyjdzie i wcale się tym nie przejmują. Oraz nie idą do knajpy na instruktaż ;) Jak mam porównywać klasyczne azjatyckie domowe sushi z polskim, to dziwnym trafem polskie jest bardziej zgodne z regułami sztuki. A miałam przyjemność jeść oba :)
Obawiam się, że w ostatnim czasie jestem poważnie uzależniona od sushi...
OdpowiedzUsuńW.Cz.
Ach, to po dniach X zapraszam na sushi :) albo na coś innego droga W.Cz. ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie robiłam sama sushi. Chyba czas to zmienić ;)
OdpowiedzUsuńWarto. Dla ułatwienia możesz kupisz sobie zestaw mały samuraj (czy coś) tak jak my to zrobiliśmy. Z zastrzeżeniem że sos sojowy i wasabi trzeba dokupić.
OdpowiedzUsuń