Chciałabym tylko powiedzieć, że miesięczna nieobecność nie oznacza, że umarłam z głodu, względnie, że postanowiłam przerzucić się na jedzenie w Maku (skoro otwarli kolejnego zaraz koło mojego domu - 5 minut ode mnie i jakieś 2 min. od poprzedniego Maka oraz KFC- czas w "butach"). Cały czas gotuję, pstrykam, jem. Tylko na wrzucanie nie mam czasu. Niedługo całkiem zapomnę czym było to jedzenie, które pyszni się na zdjęciu. Czy to falafel (klasyczny, z bobu czy z soczewicy, a może - o zgrozo! z fasoli), a może mały kotlecik (mięsne - köttbullar, czy rybne z tuńczyka). W każdym razie karta w aparacie się zapełnia, lodówka sukcesywnie pustoszeje. Dziś kończę zajadać falafle - po raz pierwszy klasyczne. Udało mi się w końcu zrobić je z cieciorki! I zabieram się za robienie gulaszu, jako że dni chłodne i comfort food to jest to czego mi trzeba.
A żeby nie być gołosłowną, pokażę co się dzieje, gdy człowiek ma zbyt duże obciążenie umysłowe. Przedstawiam Państwu efekt arbuzowej głupawki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Smakowało? - zostaw komentarz :)
Did you like it? - leave a comment :)