niedziela, 5 listopada 2017

Chleb markowski na serwatce

Szósty zakwas w ciągu 15 miesięcy. Mam nadzieję, że tym razem będzie miał większą żywotność od poprzednich pięciu. Póki jest trzeba piec.
W naszej okolicy otworzył się też sklep ekologiczno-regionalny a w nim dostępna jest serwatka, na którą czaiłam się od otwarcia sklepu. W końcu zakwas zrobiony, serwatka kupiona, sprawdzam przepis Hammelmana, a tam drożdże. Których oczywiście nie miałam. Taki psikus.
Przepis znalazłam na blogu W poszukiwaniu slow life O TUTAJ



Składniki:
Na zaczyn
50g zakwasu żytniego
250g mąki żytniej razowej 
250g wody
(ja dałam po prostu 550g aktywnego zakwasu) 

Na ciasto
400g mąki żytniej razowej 
400g mąki pszennej razowej
650-700g serwatki (miałam ok. 550g, resztę do 700 dopełniłam wodą) 
500g mąki pszennej jasnej (dałam typ 650)
24g soli (dałam 17g)
Można dodać 15g drożdży (w zależności od siły zakwasu) 

Sposób przygotowania:
Z zakwasu mąki i wody przygotować zaczyn i odstawić na ok. 12h (min. 6 z mojego doświadczenia, 4 w ciepłe lato)
Gotowy zaczyn pomieszać z serwatką i mąkami razowymi. Pozostawić na 9-10h do wyrośnięcia (jak komuś ładnie rośnie to może być krócej, mnie wcale nie chciało).
Po wyrośnięciu dodać mąkę pszenną jasną i sól. Wymieszać mikserem z hakiem do całkowitego połączenia składników - ok. 8-10 min. Odstawić do podwojenia objętości. Mój nie podwoił, nawet nie ruszył. Po ok. 3h uformowałam 3 chleby i wsadziłam do omączonych i wyłożonych ściereczkami misek do wyrośnięcia. Miski wpakowałam do worków foliowych i wystawiłam na balkon na noc (do lodówki lepiej, bardziej przewidywalna temperatura, ale miejsca nie miałam, a teraz dobra pogoda na długie wyrastanie). Oczywiście jak komuś ten etap wypadnie w dzień to można wyrastać w cieple przez godzinę - dwie.
Rano przyniosłam bochenki do mieszkania aby się ogrzały w czasie gdy nagrzewa się piekarnik. Piekarnik nagrzać do temp. 250 stopni i w opadającej temp. piec ok. 50 min. Chleby przed włożeniem do pieca polać wodą lub naparować piekarnik. Po upieczeniu ponownie polać wodą (ja posmarowałam gorące bochenki pędzelkiem kuchennym).

Prawie do końca byłam pewna, że nic z tego nie będzie, bo rosnąć nie chciały, po nacięciu wyglądały jakby ich nie obeszło, ale wyszły pyszne. Jak zwykle ostatnio trochę za ciemne. Już pierwszy prawie cały zjedzony, a cały dzień nie było nas w domu. Znaczy się chyba smaczny :) 

2 komentarze:

  1. A co się stało z poprzednimi zakwasami? Co im dolegało?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie krzyczały wystarczająco głośno że chcą jeść i dziecko zagłuszało :D

    OdpowiedzUsuń

Smakowało? - zostaw komentarz :)
Did you like it? - leave a comment :)