Kupiłam wczoraj świetną wołowinę, wyglądała wprawdzie podejrzanie dobrze (co zwykle sugeruje ingerencję laboratorium chemicznego i zastrzyków solanki), ale okazała się być po prostu dobrym i smacznym mięsem.
Wołowinkę postanowiłam przerobić zgodnie z przepisem z Kwestii smaku na ligawę wołową z sosem balsamicznym. Wstyd się przyznać, ale jaką częścią wołu jest ligawa dowiedziałam się właśnie wtedy (ciocia Wiki prawdę Ci powie), co nie przeszkodziło mi wykorzystać w tej roli męska, które kupiłam.
Składniki:
kotlety wołowe (u mnie biała krzyżowa)
musztarda
oliwa
ocet balsamiczny
miód
woda
Sposób przygotowania:
Kotlety rozbić (jak dostanie się kotleciory jak dla drwala po dniówce wcześniej każdy rozcinając na dwa węższe), posmarować oliwą i musztardą i obsmażyć na patelni. Następnie wsadzić je do naczynia żaroodpornego do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na ok. pół godziny, można w międzyczasie zdjąć pokrywkę żeby się lekko zrumieniło. Na patelnię po obsmażaniu mięsa, dolać ocet balsamiczny (ja lałam na oko) i miód, w sumie ok. 1,5 łyżki. Gdy sos zbytnio się zredukował dodałam wody (zamiast bulionu bo zależało mi by sos był lżejszy). Na talerzu polałam mięso sosem. W tym momencie można kotlety posolić i popieprzyć, dla lepszego efektu stosując sól morską i świeżo mielony pieprz, choć ja po spróbowaniu uznałam, że nie ma takiej potrzeby.
Do obiadu zrobiłam sałatkę z młodego szpinaku i rukoli z pomidorami, zwykłym i cherry, ogórkiem, oliwkami i camembertem polane olejem z pestek winogron. A na deser mama zrobiła lody (mrożone borówki utarte w malakserze ze śmietanką 30%).
Pycha wołowinka i do tego świetna sałatka :-)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że Ci się podoba :)
OdpowiedzUsuń