Dzisiaj w ramach zapowiedzi wspaniałych informacji dnia (a w sumie jednej informacji, która za to niezmiernie mnie cieszy, motywuje i dodaje sił do walki z całym złem świata tego) zrobiłam sobie śniadanie, jakie lata temu u początku studiów zwykłam jadać w krakowskiej Chimerze. Raz w tygodniu po masakrycznych zajęciach o 8 rano, po których albo już nic nie miałam, albo miałam dopiero po południu i znając ówczesne realia na drugim końcu miasta (choć być może zmyślam z tym co potem, nie pamiętam szczegółów). Grunt, że po tych zajęciach miałam dość czasu by wstąpić do Chimery na śniadanie. Mój ulubiony ichniejszy zestaw to było musli z koktajlem owocowym i sałatka owocowa i do tego wielki parujący kubek herbaty. I nie przeszkadzało mi to, że po wchłonięciu takiej liczby płynów miałam niejakie trudności w dojechaniu do domu w jednym kawałku ;)
W ramach przypominajki, klęski urodzaju na krzakach malin oraz mojej, od początku malinowego sezonu trwającej, ochoty na koktajl malinowy postanowiłam zrobić to:
W środku znajdują się płatki żytnie - surowe, migdały, orzechy laskowe oraz rodzynki. Całość zalana koktajlem malinowym.
Koktajl malinowy:
garnek malin świeżo urwanych z krzaka
dwa duże jogurty naturalne
łyżka cukru
mikser z nożem lub blender
Wszystko razem zmiksować, jeść, pić i radować się malinowym smakiem.
Tak, wiem, że zdjęcie wyjątkowo mało urodziwe, ale uwierzcie mi przy aparacie, który akurat ma focha i tym daniu robiłam co mogłam.
Świetny koktajl. ;) Lubię wszelkie owocowe, a maliny to jedne z moich ulubionych.
OdpowiedzUsuńO takim połączeniu nie słyszałam ale musi być pyszne :-)
OdpowiedzUsuńSpróbuj koniecznie, ja się zachwyciłam. Tym bardziej, że w knajpie można było wybrać sobie rodzaj koktajlu :) Tak mocno, że do dziś wspominam i jak widać stosuję
OdpowiedzUsuń