Ciąg dalszy podróżniczych rozważań kulinarnych. Tym razem o swojskim krakowskim preclu (tak, tak, w życiu nie słyszałam by Krakus nazwał toto obwarzankiem czy też broń boże bajglem ;)). Jak wiadomo precel naukowo nazywany, w związku z techniką produkcji, obwarzankiem jest produktem chronionym przez Unię Europejską oznaczeniem geograficznym. Znaczy to nic innego, jak to, że oryginalnego krakowskiego precla można produkować wyłącznie w Krakowie. Podobnie jak szynkę parmeńską i aceto balsamico di Modena tylko we właściwych regionach Włoch.
Idę więc sobie przez Stambuł, żeby chłonąć wszystkimi zmysłami tą obcą kulturę. Aczkolwiek po doświadczeniach z czasów studiów uznałam, że współcześni ludzie różnią się od siebie wyłącznie nadawanym aktualnie odcinkiem "Mody na sukces", poza tym kulturę medialną (albo jej brak) pochłaniamy dokładnie tą samą. No ale trudno było nie zauważyć śpiewu muezina o poranku. A tu niespodzianka:
Na ulicach, zupełnie jak w domu - budki z preclami. Nawet kolory, takie prawie jak krakowskie (nawet zalecałabym plastykowi miejskiemu zwrócenie uwagi, bo moim zdaniem stambulskie budki prezentują się jednak lepiej niż krakowskie, zwłaszcza w zakresie naszych burych daszków).
Odkrycie nie dawało mi spokoju, czy to takie jak nasze, a może tylko tak wygląda. W końcu udało się sprawdzić organoleptycznie.
No i chciałoby się rzec za Asterixem "wygląd ten sam, smak ten sam". Smakują dokładnie tak jak nasze. Jedyną różnicą jest to, że tradycyjne krakowskie precle, które pamiętam z dzieciństwa (ale kto wie czy one akurat były typowo tradycyjne, w końcu lata 80 XX w. są średnim wyznacznikiem polskiej tradycji kulinarnej) obsypane były makiem lub solą, dopiero potem zaczął wchodzić sezam, inne rodzaje mąki i posypek, tureckie zaś obwarzanki obsypane są bardzo obficie sezamem z każdej strony i chyba z nim również pieczone. Reszta procesu jawi się identycznie, bo smak precla jest jednak charakterystyczny.
Stąd też gdyby Turcja znalazła się w Unii, o co przecież stara się już od lat 70, mogłyby się pojawić problemy z naszym oznaczeniem geograficznym. W końcu gdy zarejestrowano oscypka słowaccy górale zaczęli się burzyć (i chyba słusznie, w końcu region geograficzny i owce nie bardzo przejmują się jakimiś administracyjnymi granicami).
Z pewnym smutkiem też muszę stwierdzić, że prawdopodobnie to nasz wypiek jest wtórny względem tureckiego, bo jednak o osmańskich wyprawach na Europę słyszeli wszyscy, o krakowskich na Imperium nie słyszałam (no chyba, żeby naszą przyjacielską wizytę jachtem uznać za krakowską inwazję, w końcu jacht z Krakowa, klub z Krakowa i załoga niemal w całości również z Krakowa). Chociaż z drugiej czy to aby nie jest mała inwazja? ;)
Post ten jest oczywiście częścią relacji z wyprawy Jagiellonią dookoła Europy. Przy okazji namawiam na poczytanie bardziej podróżniczych opowieści na temat wyprawy na portalu Tawerna Skipperów w dziale czytelnia.
Próbkę egzotycznej kultury można mieć również w Stambule oglądając film... "Testosteron" ;) (vide: obrazek powyżej). A do Tawerny jak najbardziej zapraszam http://www.tawernaskipperow.pl/rejs-do-kolebki-cywilizacji-europejskiej,2318,artykul.html
OdpowiedzUsuńA to bardzo ciekawe spostrzeżenie, czy aby precle nie przywędrowały do Krakowa z Turcji, wskutek kontaktów naszych szlachciurów z kulturą osmańską - bo skoro i kontusz, i pas słucki, i nawet tapczan, to czemu nie precel?
OdpowiedzUsuńJako zdeklarowany Krakus zaświadczam, że teoretycznie po krakowsku powinno się mówić "obwarzanki", ale wszyscy mówią "precle", natomiast "bajgle" mówią tylko dyletanci, bo bajgel to zupełnie, ale to zupełnie inne pieczywo :)