Wczoraj wybrałam się ze znajomymi wieczorkiem na piwko. To znaczy oni wybrali się na piwko, bo ja jako zmotoryzowana mogłam conajwyżej na ich piwko popatrzyć. Znajomi wybrali naszą ulubioną niegdyś kawiarnię - Cafe Botanica na Brackiej. No właśnie, owo niegdyś jest tu kluczowe.
Wystrój się nie zmienił - dalej jest tak ładnie jak dawniej. Dodano stolik na zewnątrz, za co duży plus. Wprawdzie ta część Brackiej jest akurat przejezdna, ale ruch tam tak mały, że spokojnie można siedzieć na polu.
Natomiast co do reszty jest mi niezmiernie przykro, że tak się sprawy potoczyły, bo spędziłam tam naprawdę długie godziny w czasie studiów, powiem więcej, jakkolwiek jest inne miejsce, które z przyczyn wielorakich darzę cieplejszym uczuciem, to poczytać w przerwie chodziłam zawsze do Botaniki.
Zatem do adremu:
Ceny - no chyba ktoś za długo przebywał na Bulwarach w słoneczny dzień, ja wiem, że knajpa jest popularna wśród obcokrajowców, ale to co się wyprawia z cennikiem to już rzeźnia. Przebolałabym, bo knajpę lubiłam ale czemu nie przeboleję o tym za chwilę.
Zawsze w Botanice było masę pysznego jedzenia - tosty to hit, kanapki mogące służyć z powodzeniem za pełny obiad, które uratowały nam życie w kolejce na egzamin, cudowny tort czekoladowy i tak dalej. Każdy miał tam swoje ukochane dania, no sielanka wprost. No to w październiku wybrałyśmy się tam z koleżanką. Obie akurat miałyśmy ochotę na pyszny tort czekoladowy. Żadna z nas go nie zjadła. Tort kiedyś będący kwintesencją czekolady, z niesłodką za to mega czekoladową masą i wiśniowym dżemikiem, był na słodkiej maślanej masie też oczywiście czekoladowej, tylko co z tego. Jakbym chciała się przesłodzić to napiłabym się syropu glukozowego. Postanowiłam, że nie idę tam w najbliższym czasie - tym bardziej, że na pozbieranie brudnych naczyń po poprzednikach nie doczekałyśmy się, lecz po godzinie poprosiłyśmy panią by a) posprzątała, b) przyjęła zamówienie.
Wczorajszy tort bodajże ponczowy był przepyszny i tu plusik, za to sztandarowe danie tej knajpy - tosty w mojej ocenie wołały o pomstę do nieba. Tost za bodaj 8 zł - włoski zawierał przede wszystkim podłą margarynę w ramach smarowidła (oj czuć było z daleka) i jakąś równie podłą wędlinę (zamiast pierwotnej szynki parmeńskiej czy też polskiego jej odpowiednika). Idealnie w mym odczuciu sprawę skomentował mój towarzysz - amatorsko w porządku. Tyle tylko, że litości! Knajpa z samej istoty swej jest profesjonalistą .
I gwóźdź do trumny: jak można czyścić witrynkę z tortami jakimśtam sidoluksem w sprayu nie wyjmując wcześniej ze środka tortów, owszem witrynka była od tortów odchylona, tylko co z tego?!
Naprawdę szkoda by było by taka fajna knajpa upadła. Jest już sobie w Krakowie lata i mam nadzieję, że szefostwo zrobi coś by mogła tu być dalsze x lat. Ja w każdym razie w najbliższym czasie się tam nie wybieram. Tylko przykro mi będzie zobaczyć tam jakiś bank zamiast zielonej witryny...
Chodziłam tam będąc studentką. Polowało się na stolik w oknie. Niestety coraz częściej spotykam się z tym, że oszczędza się na czym może. Ja ostatnio w restauracji dostałam do obiadu łyżeczkę sałatki (dokładnie, tylko co na łyżeczce do herbaty) surówki z kapusty. Ja już jestem tak zniechęcona jadaniem w restauracjach, że wolę ugotowac w domu, albo szarpnąc się na obiad w Szarej albo w Aperitifie (gorąco polecam tą restaurację na Siennej).
OdpowiedzUsuńKasiu, też na ten stolik zawsze polowałam :D Może kiedyś stoczyłyśmy nawet o niego jakąś bitwę ;)
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji, chyba prędko tam nie zagoszczę ;)
OdpowiedzUsuńW sumie szkoda. Ciągle mi żal tych ich wtop, bo ja naprawdę lubiłam tą knajpę. Przez prawie całe studia zawsze tam lądowałam jak trza było pogadać ze znajomymi. Ciągle się pytam czy dwie wtopy pod rząd ale w odstępie pół roku są miarodajne...
OdpowiedzUsuń