Tych co mają jeszcze dość cierpliwości by dalej tu zaglądać przepraszam za przerwę - blogger odmówił mi posłuszeństwa i nie chciało mnie zalogować (ani, ku mojej tym większej irytacji pozwolić przeglądać cudzych blogów z bloggera) i tak parę dni. Nie wiem co się stało.
Dlatego teraz w końcu piszę o moich kuchennych wspomnieniach z Finlandii.
Fińskie jedzenie jest szerzej nieznane na świecie. W jakichś zbiorach dań ze świata znalazłam kiedyś jako danie typowo fińskie Pokusę Janssona, co do której wcale nie mam pewności czy oryginalnie nie jest szwedzka (pytani mieszkańcy też nie wiedzą). Jest za to masę rzeczy, które są autentycznie fińskie i z których wielu nigdzie indziej dostać nie można.
Czekam jeszcze na zdjęcia innych niż poniższe dań fińskich, które mam dostać od innych uczestników wyprawy, na razie krótki przegląd mojego telefonu:
Zacznijmy od kanapki z reniferem
Kanapka jest czymś w rodzaju kulinarnej przyjaźni polsko-fińskiej, bo chleb (domowy) polski, choć przepis przywieziony z wycieczki do Brukseli ;) bundz całkiem polski, tym razem z placu Nowego, warzywka również, a tylko renifer się wybił. Wbrew powszechnemu mniemaniu, iż wszystko co nieznane smakuje jak kurczak (mówią, że żabie udka, ludzkie mięso) renifer akurat przypomina w smaku salami (co jakby się bliżej zastanowić jest nawet całkiem logiczne).
Tak oto wygląda wprost z pudełka. Aczkolwiek nieprawdą jest jakoby Finowie zapychali się mięsem renifera w pogardzie mając pozostałe zwierzątka, powiedziałabym raczej, że głównie jedzą co innego - renifer jest sporo droższy od innego mięsa. Żeby była jakaś orientacja: taka oto szynka z renifera jest ok. 3x droższa od np. wieprzowiny, ale już taka sama wędzona na zimno ok. 6x droższa. Kupić można też mięso z renifera oraz z łosia w puszkach, ale to już totalnie dobiłoby wagę naszego bagażu.
Kanapkę z reniferem można zjeść na chlebku ruispalat, który jest w Finlandii bardzo popularny. Pakuje się go wygodnie - każdy przecięty na pół i popakowane do worka. Chlebek jest bardzo dobry, intensywny w smaku, dość ciężki, co powoduje, że je się go mniej, a przy okazji specyficzna forma powoduje, że łatwo wziąć go ze sobą (bardzo mi się przydało po powrocie jak miałam problem ze wstaniem i śniadanie dojadałam po drodze).
Na deser (po śniadaniu też może być deser, a co!) można zjeść wiele ciekawych i typowych dla nich rzeczy. W okresie wielkanocnym jada się mämmi, typowy dla tego czasu deser. Dla mnie wywołuje skojarzenie z kutią, choć w sumie nie do końca - u nas jednak kutię wciąż robi się samemu, mämmi kupuje się mrożone w sklepie (choć może niektórzy robią). Mämmi podaje się ze słodką śmietanką i cukrem lub tak jak na zdjęciu poniżej ze śmietanką waniliową.
Bardziej codziennym deserem czy też przekąską jest ser leipäjuusto jedzony z dodatkiem dżemu z maliny moroszki (żółtej polarnej maliny). W Finlandii miałam okazję spróbować tego dżemu w wersji robionej w domu. Niebo w gębie. Taki sklepowy to zupełnie nie to samo. Ten akurat element jest już dostępny w Polsce - ser w Almie (ale jednak mimo wszystko ten oryginalny jest lepszy) a dżem z moroszki w sklepiku Ikei - to akurat dość podobne do fińskiego kupnego dżemu.
A na koniec jeszcze jeden przysmak: salmiakki. Jest to typowy fiński słonycz. Tak, tak to nie literówki - jest to słodycz, tyle że słony ;) Ja osobiście lubię, zwłaszcza w wersji cukierkowej z xylitolem. Ale wersji różnych rzeczy o smaku salmiakkowym jest cała masa: czekolada, lody, wódka i jak sądzę wiele innych. Wódki nie miałam okazji spróbować, choć jest ponoć czymś niezwykle typowo fińskim, ale jednak nie odważyłam się. Czekolada całkiem dobra, połączenie słodkiego ze słonym bardzo ciekawe. Ale znów nieprawdą jest jakoby wszyscy Finowie pasjami zajadali salmiakki. Mają one bardzo specyficzny smak, więc podobnie jak u nas - jedni je lubią inni nie. Opcje pośrednie (jak dają zjem ale nie to żebym kupował przy każdej okazji) raczej rzadko spotykane.
No to na dziś tyle. Ale będzie więcej z Finlandii, tym razem w moim osobistym wykonaniu, albowiem kupiłam sobie książkę kucharską po angielsku "The food and cooking of Finland" Anji Hill, która całkiem prosto (i najważniejsze w potrójnym systemie miar np. piekarnik w Celsiuszach, Fahrenheitach i poziomach piekarnika gazowego) prowadzi przez fińską kuchnię. Oczywiście steki z łosia czy gulasz z renifera są raczej trudne do zrobienia (z powodu braku składnika podstawowego raczej, niż czegokolwiek innego), ale pieróg karelski (Karjalanpiirakka) okazał się być w miarę prosty - pod warunkiem, że moje zdolności manualne magicznie się poprawią ;)
Jednym słowem, polecam Finlandię na kulinarną wycieczkę.
Mięso renifera jest bardzo ciekawe w smaku :) Miałam okazję skosztować tego specjału w zeszłym roku w Norwegi - naprawdę dobre :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie wyglądają twoje kanapki :)
Dziękuję za komplement - kanapki to u nas specjał rodzinny, tata zdobył serca swych przyszłych na onczas teściów właśnie kanapkami, które zresztą do dziś czynią go sławnym ;)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że jest dobre (a przede wszystkim inne, więc zawsze jakaś odmiana smakowa) ale są tacy co uważali mnie za pierwszego zbrodzienia, że takie słodkie stworzonko jak renifer razem z jego komercyjnie czerwonym noskiem zjadłam ;)
Wszystko co nieznane podobno smakuje kurczakiem. Celna uwaga :) :)
OdpowiedzUsuńO kuchni fińskiej nic nie wiedziałem do czasu przeczytania tego posta. Bardzo ciekawe.
A blogger odmówił posłuszeństwa wszystkim, światowa awaria...
Niedługo będzie kolejny odcinek kuchni fińskiej - robię w sobotę imprezkę urodzinową i planuję zrobić simę - fiński napój, w wersji kupnej taka dość podła oranżada, domowy który piłam fantazja.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście kuchnia fińska jest szerzej nieznana a szkoda bo ciekawa jest bardzo :)
No to czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuń