Przepis na biszkopt rzucany znalazłam oczywiście na blogach kulinarnych. Długo wokół niego krążyłam, tym bardziej, że jakoś nigdy wcześniej nie piekłam biszkopta, ale w końcu przy okazji jakichś urodzin czy innego święta w rodzinie postanowiłam go zrobić. Od tej pory nie robię już żadnego innego, bo po primo rośnie jak zwariowany, po secundo jak opada to równo i tylko troszeczkę, a po tertio rzucenie sobie biszkoptem na podłogę bardzo dobrze wpływa na samopoczucie i to jeszcze ha! jest to rzucenie w celach kreacyjnych a nie destrukcyjnych. Tam ta da dam! przedstawiam:
Biszkopt rzucany
Ostatecznie przepis pochodzi z bloga Moje Wypieki, powiększony do proporcji na tortownicę 26cm.
Skład:
- 7,5 jajka (jak mam giganty daję 7, a jak niewielkie to 8, stąd taka miara)
- szklanka cukru
- szklanka i trochę mąki pszennej
- 3/8 szklanki mąki ziemniaczanej
Przygotowanie:
Białka oddzielam od żółtek i ubijam na sztywną pianę (z dodatkiem szczypty soli), powoli stopniowo dosypuję cukru a następnie pojedynczo żółtka cały czas ubijając mikserem. Przestawiam mikser na najniższe obroty i wsypuję pomieszaną, przesianą! (to ważne, to na razie jedyne ciasto gdzie obowiązkowo przesiewam) mąkę obu rodzajów.
Tortownicę wykładam papierem do pieczenia TYLKO SPÓD boków nie i wylewam masę, piekę w temperaturze 160 stopni przez ok. 30-40 min (do suchego patyczka), następnie biszkopt w tortownicy opuszczam na wyłożoną gazetą (całą grubą, coby amortyzacja była i płytek nie rozwalić) podłogę z wysokości ok. 60 cm po czym wsadzam go do stygnącego piekarnika żeby sobie stopniowo stygnął. Wycinam z formy, przecinam na blaty.
Ostatnio 4 blaty bo rósł jak głupi, mimo że jajka nie były specjalnie kupowane żeby użyć najdalej wczoraj zniesionych tylko po prostu wyjęte z lodówki jakieś co w domu były.
Z przyczyn wymienionych powyżej innego przepisu nie chcę i nie będę.
PS. Jak ktoś ma wielką potrzebę rzucania czymś o podłogę można sobie rzucić drugi raz, tak dla pewności ;)
rzucany biszkopt znałam tylko z opowieści i widzę, że to nie jest bajka ;) wypiek na sfrustrowany dzień ;) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTylko trzeba uważać, żeby się za bardzo nie frustrować - mnie wtedy nic nie wychodzi :) Terapeutycznie muszę sobie zrobić serek z rzodkiewką i innymi dodatkami, drobniusio pokrojonymi - konieczność skoncentrowania się na tym by sobie paluszków nie poobcinać bardzo dobrze działa na wszelkie frustracje :D
OdpowiedzUsuń