Książkę "Jerozolima" Yotama Ottolenghiego wniósł w posagu mój mąż, ale i tak przepis znalazłam na jakimś blogu, a dopiero potem wyszukałam go w książce. W oryginale pasta przygotowana jest z dyni piżmowej, ale ja mam aktualnie dostęp do różnych dziwnych dyń, które zamawiam z podkrakowskiego gospodarstwa JEdynie. Tym razem postanowiliśmy otworzyć największego potwora, jakiego mamy w schowku czyli Boston Marrow - dynię typu Hubbard, ogromną. Moja waga kuchenna odmówiła współpracy, ma limit do 4 czy 5 kg. Myślę że ta dynia to 7-10.
Poza tym nie miałam jogurtu greckiego, a miałam skyr. No i nie miałam syropu daktylowego, za to kiedyś kiedyś mój mąż kupił melasę jeżynową, w sumie chyba o podobnym smaku. Efekt bardzo dobry, godny powtórzenia. Sam fakt, że połowa zniknęła podczas pierwszego posiłku, a pasta przygotowana z kilograma dyni już o czymś mówi.
Składniki:
z moimi modyfikacjami
1 kg obranej i pokrojonej w kostkę dyni
3 łyżki oliwy
150 g jogurtu greckiego lub skyru
45 g tahiny
łyżeczka cynamonu
pół łyżeczki soli
duży ząbek czosnku
czarny i biały sezam do posypania
syrop dakltylowy lub syrop klonowy lub melasa do dekoracji
Sposób przygotowania:
dynię obrać i pokroić w kostkę, obtoczyć w oliwie i cynamonie i upiec w piekarniku aż będzie bardzo miękka (ja piekłam z wodą, oliwę dodałam do gotowego - jest wtedy lżejsze), dynię rozgnieść na puree, dodać jogurt, tahinę (do smaku, w oryginalnym przepisie było 70 g, dla mnie 45 to całkiem wystarczająco) i przeciśnięty przez praskę czosnek. Wymieszać wszystko, przełożyć do naczynia, posypać sezamem i polać syropem. Pychotka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Smakowało? - zostaw komentarz :)
Did you like it? - leave a comment :)