niedziela, 30 grudnia 2018

Pomylony chleb z Vermont

Miał być chleb z Vermont z książki Hamelmana, ale pomyliły mi się mąki. Sypię, sypię, sypię i nagle... bum z pudełka wylatuje kartka mąka żytnia 720. No to pokombinowałam. Efekt wizualny super, smakowy też fantastyczny. Rodzina wciąga aż im (nam) się uszy trzęsą. Zdecydowanie do powtórki i to nie raz.



Składniki:
zaczyn
140 g mąki chlebowej pszennej (ja używam typ 650 dostępny w dyskontach)
170 g wody
2 łyżki dojrzałego zakwasu (płynnego) - w oryginale to zakwas pszenny, ja nie prowadzę dwóch, daję żytni

ciasto chlebowe
zaczyn
260 g mąki żytniej chlebowej typ 720
550 g mąki pszennej chlebowej typ 650
431 g wody
łyżka soli

Sposób przygotowania:
Zaczyn (wieczorem poprzedniego dnia) wymieszać zakwas z mąką i wodą i zostawić pod przykryciem przez noc. Rano wymieszać wszystkie składniki oprócz soli, zostawić na 20 min do godziny, dodać sól i znów wymieszać na jednolite ciasto. Zostawić na 2,5 h. Zgodnie z regułami z książki w tym czasie złożyć dwa razy, choć nie mam przekonania czy przy tak dużej ilości mąki żytniej jest to konieczne - złożyłam raz. Po upływie czasu wyrastania uformować bochenki, wsadzić do koszyka łączeniem do góry i zostawić na kolejne 2-2,5 h do wyrośnięcia. Można też w tym momencie wsadzić do lodówki i upiec dopiero wieczorem. Hamelman twierdzi że do 8 h w temp 10 stopni, a przy 5,5 do 18 h (u mnie w lodówce max do wieczora, jak zostawię do rana to zwykle są przerośnięte i brzydkie). Piec w temp. 240 stopni z parą  przez 40-45 minut, aż postukane od dołu wydadzą głuchy odgłos.

piątek, 21 grudnia 2018

Czym zastąpić foliówkę - czyli upcycling starej firanki

Nie wiem czy Was też to spotyka, ale moje wysiłki w celu ograniczenia ilości toreb foliowych to chyba walka z wiatrakami. Zwłaszcza w przypadku starszych sprzedawców żadne argumenty nie działają. Ani wygoda, ani porządek ani ekologia. Uciekłam się nawet do tego, że założyłam się z mężem kto przyniesie mniej siatek z zakupów (tu patrzą dziwnie, ale nie protestują - widocznie dziwnych ludzi z dziwnymi zakładami jest więcej). Ostatnio zawsze przegrywam - tylko ja robię zakupy :D Po prostu nie przejdzie, nie rozumieją, że za darmo też nie i proszę zważyć do mojej torby. Jednak coś co przypomina worek foliowy jakoś budzi mniejszy opór. Może po prostu dlatego, że dobrze widać co jest w środku. Nie, nie spakowałam do torby tego diamentu, który eksponuje pan obok ziemniaków ;)

Wykonanie jest super proste, wystarczy maszyna i umiejętność jej włączenia, wiele więcej nie trzeba.



Składniki:
Stara firanka (ja miałam kawałek po skracaniu chyba)
wstążka
maszyna do szycia, nici
agrafka

Sposób przygotowania:
Wyciąć z firanki spore kawałki, pamiętając o zapasie na szew i tunelu na wstążkę. Złożyć materiał na pół prawa strona do prawej, spiąć szpilkami i zszyć ściegiem prostym. Wywinąć tunel na wstążkę i zaszyć go, można zostawić kawałek na wsadzenie wstążki lub zaszyć cały a następnie od zewnątrz zrobić dziurkę na wstążkę (firanka, przynajmniej moja, się nie strzępi). Przy użyciu agrafki wciągnąć wstążkę. Można ją związać lub zszyć końce, tak by przy pomocy wstążki można było zamknąć wlot woreczka. 

Działa.

Chociaż i tak ilość worków, które przyniosłam do domu przed świętami mnie lekko załamuje. Nie cierpię foliówek.

Pasztet prawie z Kuchni Polskiej i mrożenie pasztetu

Jakiś czas temu mąż zakupił wątrobę cielęcą, w sumie nie wiem po co. Zagracała zamrażarkę okrutnie, co szczególnie przed świętami może spowodować duży kryzys małżeński. Zwłaszcza gdy świąteczne pierogi od razu idą do zamrożenia. I tak mamy pełno w zamrażarce, bo mamy zwyczaj przygotowywać trochę dań na tak zwaną "czarną godzinę" - po powrocie z wakacji, choroby, za dużo na głowie i takie tam. Naprawdę się przydaje. No ale kiedy przed świętami pół zamrażarki potrzebne na jakieś tam pierogi to już dramat. Postanowiłam zatem, że robimy pasztet. Nic to, że pasztet też mrozimy, ale to już można uznać za robienie zapasów. Nie wiem gdzie zmieścimy te pierogi, chyba u sąsiadki, tym bardziej, że teściowa już zapowiedziała dowiezienie swojego pasztetu, a tata dwóch karpi. Takie to dylematy przedświąteczne.

Oryginalny przepis pochodzi z "Kuchni Polskiej PWE" (patrząc po układzie, to zmutowana wersja tej starej "Kuchni Polskiej" w białej okładce z kwiatkami. Modyfikacje związane z posiadanymi składnikami i osobistymi potrzebami w nawiasach.



Składniki:
1/2 kg wołowiny (u mnie łata)
1/2 kg cielęciny (u mnie wątroba 70 dag, bo to było)
1/2 kg podgardla lub surowego tłustego boczku (u mnie boczek, podgardla akurat nie było)
1/2 kg wieprzowiny tłustej (u mnie łopatka)
30 dag wątróbek drobiowych (u mnie 17 dag ze względu na większą ilość wątroby cielęcej)
2 cebule
5 suszonych grzybów (pominęłam)
3 liście laurowe
po 10 ziaren pieprzu i ziela angielskiego
5 jagód jałowca (pominęłam, nie było w sklepie)
sól
1 kajzerka
3 jaja
pieprz
1 łyżeczka świeżo startej gałki muszkatołowej
można dodać dwie marchewki (dodałam)
tarta bułka (niekoniecznie, zależy od wilgotności masy)

do formy: masło, bułka tarta

Sposób przygotowania:
Mięso (bez wątróbek) umyć, wsadzić do gara i zalać wodą tak by przykryło, dodać cebule, grzyby, liście laurowe, ziarna pieprzu i ziela angielskiego oraz jałowiec i ewentualnie marchew. Lekko posolić (na tym etapie przeoczyłam). Gotować na wolnym ogniu przez półtorej godziny (uważać żeby się nie przypaliło). Dodać wątróbki i gotować jeszcze 10 minut. W mojej wersji najpierw pokrojoną wątrobę cielęcą, potem wątróbki drobiowe, bo te drugie szybciej się parzą. Zdjąć z ognia, lekko przestudzić, dodać kajzerkę, tak by wchłaniała sos. Całkowicie ostudzić. Wszystko poza zielem, pieprzem i liściem laurowym przepuścić dwukrotnie przez maszynkę, dodać jaja, sól, pieprz i gałkę, dobrze wyrobić. Jeżeli masa jest zbyt rzadka dodać tartej bułki. Formę nasmarować masłem i posypać bułką, nałożyć masę do 3/4 wysokości formy. Piec w kąpieli wodnej (formy włożyć do naczynia lub głębokiej blachy z wodą, powinna sięgać do połowy wysokości naczynia). Piec w temp. 180-200 stopni przez ok. 1 1/2 godziny.

Mrożenie pasztetu

Jeżeli pasztet jest wystarczająco tłusty to dobrze się mrozi. W tym celu najłatwiej upiec pasztet w aluminiowych foremkach, które po upieczeniu łatwo przeciąć na pół (dla nas pół foremki naraz wystarczy). Można owinąć pasztet w folię aluminiową lub papier do pieczenia, wsadzić do pojemnika czy worka do mrożenia, uważając tylko by się nie rozpadł. Rozmrażać w lodówce. Wyciągnięty wieczorem, na rano będzie dobry.

niedziela, 9 grudnia 2018

Upcyclingowa koszula

Długo zastanawiałam się, czy w ogóle wrzucać tu tematy szyciowe, bo samą mnie wkurzały odejścia od tematu na blogach kulinarnych (no chyba, że chodziło o książki lub podróże - zwłaszcza te kulinarne), ale w końcu uznałam, że raz kozie wio. Chyba warto się podzielić swoją nową pasją, zwłaszcza jeśli miałoby to przynieść coś dobrego, a tu pola jest wiele.

Od dawna chciałam nauczyć się szyć. Stary singer mojej babci śnił mi się po nocach całe życie i śni nadal, choć do niedawna maszynę widywałam z rzadka, gdy szył sobie coś mój tata, a na moje nieśmiałe zainteresowanie odpowiadał głównie historyjką ze swojego dzieciństwa, kiedy to miał do szkoły uszyć fartuszek i babcia kazała mu to zrobić, więc dostał dwóję, bo reszcie klasy szyły krawcowe.

W końcu będąc już dorosłą i zamężną babą postanowiłam, że dosyć tej frustracji, że sobie nawet głupich spodni nie umiem skrócić i zażyczyłam sobie na urodziny maszynę. Dostałam. Mąż z ojcem się umówili i na spółkę kupili mi maszynę.

Rok stała nieużywana, bo nie wiedziałam z której strony się za nią wziąć. W końcu zmolestowałam teściową, żeby mi conieco pokazała, a także kupiłam książkę Jana Leśniaka "O szyciu prosto modnie i kreatywnie". Wróć, to już po spektakularnej klęsce przerobienia starego tiszerta na bluzkę do karmienia. Kiedy złamałam pierwszą igłę wkurzyłam się. Ja się muszę tego nauczyć. Nie ma mi kto pokazać. Idę na kurs! Dobrze, że znalazłam kurs podstawowy w domu kultury, bo jakbym trafiła na kurs kwalifikacyjny do odzieżówki, to mój mąż chyba by padł na zawał. Jego wykształcona żona, przejściowo żona przy mężu i matka przy dziecku (no to bardziej) zamienia swoje wykształcenie na fach krawcowej ;)

Przed kursem udało mi się uszyć jedną bluzkę z książki Leśniaka - pierwszą. Jak teraz patrzę na szwy to płaczę rzewnie, bo w tej chwili wkładając przypadkowy kawałek materiału pod maszynę, w przypadkowym kierunku i przytrzymując tylko palcem szyję prościej niż wtedy z wielkim trudem i potem na czole. Po kursie patrząc może nie jestem prymusem, ale te nieszczęsne spodnie umiem skrócić. Uszyłam sobie kilka ciuchów i zainteresowałam się przeróbkami, czyli jak to się teraz modnie nazywa - upcyclingiem.

Zaczęło się od modnej w tym sezonie bluzki hiszpanki, którą można zrobić z męskiej koszuli, a potem wsiąkłam. Pinterest, blogi, grupy - wow!

No i najważniejsze. Przemysł tekstylny to straszny śmieciarz. Fast fashion produkuje co roku góry śmieci. Wielkie marki, żeby nie obniżyć swojego prestiżu puszczają rocznie z dymem ciuchy o jakiejś chorej wartości.

Także ten. TL;DR - kupować używane, nauczyć się szyć i przerabiać. A jak nie to kupować dobrej jakości, a mniej.

Tu moja pierwsza upcyclingowa uszytka. Koszula pochodzi z lumpeksu i raczej nie zostałaby kupiona do noszenia, bo stan jej był dość kiepski - na szczęście głównie w tych miejscach, które nie występują w produkcie finalnym.

Bluzka hiszpanka. Obcięta góra, zamiast niej wszyta gumka i skrócone rękawy. Później zaszyłam też dół, bo wkurzało mnie jak się rozchodzi na moich wątłych biodrach.



Jak wyciągnę od męża jego uszytkę, to pokażę, w jaki sposób wykorzystałam mankiety i resztki firanki.

Placuszki na zakwasie bez jajek

Jakiś czas temu udało mi się zrobić kolejny zakwas. I na razie (tfu-tfu-odpukać-nie-wierzę-w-zabobony) jakoś sobie radzi. Dokarmiam go regularnie dwa razy dziennie i nie wsadzam do lodówki pomiędzy (taki eksperyment, póki nie wyjedziemy po raz pierwszy i będzie musiał do niej trafić). Na pewno bardzo dobrze wpływa to na siłę zakwasu, który po dwóch tygodniach, jest już tak mocarny, że dodanie drożdży do ciasta tak na wszelki wypadek skończyło się małą katastrofą. Chleb leżakowany w lodówce wypłynął radośnie z koszyków. Dobrze, że był dodatkowo w siatce, bo oooo jak ja nie cierpię mycia lodówki. Zwłaszcza nadprogramowego.

No ale. W związku z tym, że siedzi na zewnątrz i dodaje się do niego 4 łyżki mąki i tyle samo wody dziennie to szybko wychodzi ze słoika. Sam słoik też często trzeba zmieniać, żeby gdzieś u góry nie zamieszkała pleśń, bo wtedy cały zakwas do śmieci.

W związku z tym, w krótkim czasie jaki upłynął od zrobienia tego zakwasu, już trzykrotnie wykorzystywałam przepis na nadmiary zakwasu z książki Hamelmana. Raz krakersy i dwa razy placuszki. No właśnie, placuszki. Najlepsze przepisy powstają zawsze gdy zrobi się jakiś błąd.

Mąka, zakwas i drożdże w misce, masło roztopione. Zaglądam do lodówki po jajka iiii.... NIC. Dla pewności pytam męża, gdzie są jajka, bo nie dalej niż tydzień temu kupowałam 10, a jeszcze wtedy nie wyszły poprzednie.

Mąż spokojnie - nie ma.

Zaproponował, żeby lecieć do jedynego otwartego sklepu w okolicy (przy czym nie wskazał kto ma lecieć, więc podejrzewałam, że ja), bo przecież niedziela niehandlowa, no ale ja już miałam pomysł. Iście genialny. Klasyczna sztuczka z zamianą. Wyszło tak dobre, że nie wiem czy kiedyś wrócę do oryginalnego przepisu.

Po tym przydługim wstępie, w celu zbudowania napięcia, przepis:

Oryginał to przepis na naleśniki i gofry na zakwasie z książki "Chleb" Jeffreya Hamelmana. Już dawno przeze mnie przerobiony na drożdżowy, a teraz jeszcze bez jaj!



Składniki:
 227 g mąki chlebowej przesianej (dałam typ 650 i odpuściłam przesiewanie)
310 g zakwasu żytniego
227 g ciepłej wody
łyżka miodu
ok. 85 g roztopionego masła
łyżeczka suchych drożdży
dwie szczypty soli
2/3 kubka gluta z siemienia lnianego wraz z nasionami (dałam niecałe pół kubka siemienia, zalałam wodą do pełna, ale weszło mi mniej do ciasta).

+ pokrojony w plasterki banan (na koniec i opcjonalnie)

Sposób przygotowania:
Wymieszać wszystkie składniki. Ja zrobiłam to łyżką, ale można też mikserem z hakami do ciasta drożdżowego, tyle że ciasto jest luźne, jak na racuchy, więc ma szansę pryskać. Potrzymać ok. 1,5 - 2h pod ściereczką. Iść na spacer, więc ciasto wsadzić do lodówki. Po kilku godzinach wrócić, wkroić banana (nie trzeba) i usmażyć placki na patelni nieprzywierającej (są bardzo delikatne, a przewracać trzeba jak tylko zacznie się pojawiać otoczka wyschniętego ciasta, także wszelkie stare dobre żeliwne patelnie - takie jak nasza faworytka do naleśników po prostu odpadają). Podać z podgrzanymi, mrożonymi borówkami (czy jak mówią w innych częściach Polski jagodami) z dodatkiem łyżeczki miodu.

Poważnie mówiąc, to zwykle po ok. 0,5 - 2h smażę lub po max pół dnia w lodówce. Hamelmanem się nie sugerujcie, on robi to ciasto na sodzie i proszku do pieczenia, więc procedura jest całkiem inna.

Kaczka balsamiczna

Miks z kilku blogów i własnej twórczości. Bardzo proste, a jednocześnie pyszne danie. U mnie pieczona była pierś z kaczki, ale w ten sam sposób można zrobić też całą kaczkę.

Składniki:
2 piersi kaczki
jabłko szara reneta
gruszka konferencja
sól 
świeżo mielony pieprz
suszony majeranek
świeży rozmaryn
czosnek
ocet balsamiczny

Sposób przygotowania:
Piersi kaczki posolić i popieprzyć, posypać majerankiem, dodać dwie małe gałązki rozmarynu, dwa ząbki czosnku (wrzuciłam całe ze skórką pod spód), wsadzić do naczynia, obłożyć ćwiartkami jabłka i gruszki i polać octem balsamicznym. Na dwie piersi było to ok. 5-6 łyżek + 1 przed pieczeniem. Naczynie z kaczką wsadzić na noc do lodówki. Przed pieczeniem polać jeszcze łyżką octu. Piec w temp. 180 stopni przez ok. 1-1,5h (mięso ma być mięciutkie - może stać się to wcześniej, zwykle przyjmuję trochę ponad godzinę na kilogram, tu miałam niecały, piekłam dłużej). Wyszło pyszne, zdecydowanie warte powtórzenia. 

Niestety zdjęcia nie zrobiłam.

piątek, 30 listopada 2018

Potrawka z soczewicy z chorizo

Może nie jakiś super ekstra przepis, ale też całkiem w porządku, zwłaszcza na wykorzystanie pozostałości z lodówki. Comfort food jak się patrzy. A jak już mowa o patrzeniu to smakuje o wiele lepiej niż wygląda.


Składniki:
Ugotowana zielona soczewica
Ugotowane warzywa korzeniowe (2 marchewki, 2 pietruszki, kawałek selera)
Kawałek chorizo
świeży tymianek
świeży rozmaryn
sól pieprz
2 ząbki czosnku

Sposób przygotowania:
Przesmażyć pokrojone na kawałki chorizo, dodać soczewicę, dodać warzywa, przyprawić solą, pieprzem, ziołami i czosnkiem. 

Podałam raz z chlebem, a drugim razem z blinami żytnimi na zakwasie.

czwartek, 29 listopada 2018

Kurpiowskie pierogi z soczewicą i mrożenie pierogów

Przepis znalazłam na jednym z moich ulubionych blogów - Mirabelkowy blog. Pierwotnie pochodzi on z książki Hanny Szymanderskiej "Naleśniki, pierogi, krokiety". Potrzebowałam czegoś na wykorzystanie resztki soczewicy, która w pozostałym zakresie została wykorzystana do potrawy jednogarnkowej (w której z kolei zużywałam chorizo). Pierogi jak zwykle od razu trafiły do zamrażarki jako danie na czarną godzinę, ale sam farsz całkiem dobry, więc chętnie zajrzę w czeluście jak tylko braknie jedzenia (czyli pewnie jutro :D).



Składniki:
ciasto pierogowe według ulubionego przepisu, u mnie z tego przepisu

na farsz
3/4 szklanki soczewicy (u mnie zielona ugotowana)
2 ziemniaki ugotowane w mundurkach
1 jajko na twardo
1 jajko surowe (nie dałam, farsz kleił się i bez tego)
1 cebula pokrojona drobno i zeszklona na oleju
sól, pieprz, majeranek


Sposób przygotowania:
Soczewicę z ziemniakami ugnieść tłuczkiem lub praską na w miarę jednolitą masę, dodać drobno pokrojone jajko na twardo i zeszkloną cebulę, wymieszać, doprawić do smaku, dodać surowe jajko jeżeli to konieczne.

Wyrobić ciasto na pierogi, nadziewać, gotować świeże ok. 4 minut. 

Wyszły bardzo pyszne, smak wpisuje się w moje wyobrażenie kuchni polskiej, więc podejrzewam, że nawet jako pierogi na święta mogłyby pasować.

Mrożenie surowych pierogów
Można też od razu zamrozić, pamiętając by na początku, póki się porządnie nie zamrożą nie stykały się ze sobą. Ja używam górnej, płaskiej półki w zamrażarce gdzie układam pierogi na papierze do pieczenia po czym gdy są już dobrze zmrożone wsadzam do woreczka, co nie wejdzie na górną półkę pakuję do woreczków na płasko i wsuwam (też na płasko) do zamrażarki używając łopatki do chleba (można użyć deski do krojenia). Kolejne woreczki mogą leżeć jeden na drugim. W ten sposób przed Bożym Narodzeniem zapełniam pierogami całe dwie górne półki zamrażarki, co daje nam świetne awaryjne jadło na kolejne pół roku :)

wtorek, 27 listopada 2018

Pieczona dynia z soczewicą i serem feta

Kolejny już zmodyfikowany przepis z książki Ottolenghiego "Prosto", która okazała się prezentowym strzałem w 10 dla mojego męża.
 Modyfikacje przepisu polegały na zastąpieniu soczewicy puy zwykłą zieloną dostępną w najbliższym sklepie i sera dolcelatte, kompletnie u nas niedostępnego, twardą fetą. Cebuli też nie daliśmy, bo zapomnieliśmy jej upiec razem z dynią, piec samej nam się nie chciało, a surowa nam szkodzi :D




Składniki
1 duża dynia piżmowa pokrojona na kliny
2 czerwone cebule pokrojone na cząstki (nie daliśmy)
3 łyżki oliwy i trochę do skropienia
10 g liści szałwii
100 g suchej soczewicy puy (daliśmy zieloną)
1,5 łyżeczki startej skórki z cytryny
2 łyżki soku z cytryny
1 ząbek czosnku
5 g natki pietruszki
5 g liści mięty
10 g listków estragonu (tego chyba nie mieliśmy)
100 g sera dolcelatte podzielonego na kawałki (zastąpione twardą fetą)
sól i czarny pieprz

Sposób przygotowania:
Dynię i cebulę wymieszać w misce z 2 łyżkami oliwy i szałwią (u nas bez cebuli), rozłożyć na blasze i piec w piekarniku rozgrzanym do 220 stopni przez ok 25-30 minut (do zrumienienia), odstawić na ok. 10 min. W trakcie gdy dynia się piecze ugotować soczewicę na sypko (tak żeby sie nie rozlatywała - z tego względu nie polecam czerwonej). Lekko przestudzić. Dodać skórkę i sok z cytryny, czosnek, zioła, pozostałą łyżeczkę oliwy i ok. 1/4 łyżeczki soli.
Dołożyć dynię (z cebulą) do soczewicy, wymieszać, dodać ser. Skropić oliwą i podawać.

Smakuje lepiej niż wygląda, zdecydowanie do powtórzenia zarówno na zimno jak i na ciepło.

wtorek, 20 listopada 2018

Makaron ryżowy z warzywami i lekką hiszpańską nutą

Gotowania z częściowo przygotowanych składników ciąg dalszy. Tym razem puściłam wodze fantazji zarówno w sklepie jak i potem w domu. Efekt zaskakująco smaczny.

Zadane składniki to: pieczony bakłażan, pieczona papryka, jakieś mięso, które miałam sama wybrać i makaron ryżowy. 

Składniki:
2 kotlety z karkówki (kupiłam w kawałku, reszta piecze się w piekarniku na wędlinę lub kolejny obiad)
pieczona papryka
pieczony bakłażan
zielone oliwki
pomidorki koktajlowe
niecałe pół laski cienkiego chorizo
ząbek czosnku
pietruszka zielona

+ jogurt z czosnkiem i sokiem z cytryny jako sos

Sposób przygotowania:
Na patelni usmażyć pokrojoną w kostkę karkówkę. Dodać upieczoną paprykę i bakłażana a także chorizo. Chwilę razem przesmażyć. Dodać oliwki, pomidorki koktajlowe i przyprawić ząbkiem czosnku przeciśniętym przez praskę i zieloną pietruszką, chwilę smażyć razem. 

Podawać z makaronem ryżowym, zwykłym makaronem lub kaszą - każda wersja będzie pyszna.
Wierzch można udekorować sosem z jogurtu, czosnku i soku z cytryny.

poniedziałek, 19 listopada 2018

Bulgur z bakłażanem, burakiem i rukolą

Ten przepis inspirowany był chyba Ottolenghim, którego najnowszą książkę - "Prosto" mąż dostał na urodziny i od tego czasu się z nią nie rozstaje. Nie wiem co było w oryginalnym przepisie, bo z półproduktów (które "wszystkie masz") sama zorganizowałam obiad. A trudno powiedzieć co było półproduktem do tego, a co do kanapek, jako że kanapki lubimy i z bakłażanem i z burakiem i z rukolą. Wszystko pasuje.

Coponiektórzy - jak np. pewna dwulatka o wyrobionych kubkach smakowych zażyczyli sobie zamiast rukoli oliwek i bazylii :D

 

Składniki:
kasza bulgur
bakłażan
kilka buraków
rukola
jogurt
czosnek
cytryna

Sposób przygotowania:
Bakłażana i buraki upiec w kawałkach w piekarniku dodając odrobinę oliwy do bakłażana i trochę wody do obydwóch (zwłaszcza buraków, inaczej nigdy się nie upieką). Ugotować bulgur na sypko, dodać kawałki upieczonego bakłażana i buraków, w oddzielnej misce wymieszać jogurt z cytryną i ząbkiem czosnku (proporcje do smaku). Wierzch posypać rukolą i polać przygotowanym sosem jogurtowym. 

Można też wszystkie elementy podać na zimno jako sałatkę.

czwartek, 15 listopada 2018

Tarta brokułowa z indykiem i boczkiem

Taki tam wymyślony obiad w związku z posiadaniem zdychającego w lodówce brokuła. Dokupiłam indyka, boczek mamy zawsze w zamrażarce, do tego jajo, śmietana, mleko i przyprawy i jest. Spód do tarty przećwiczony już wcześniej - moim zdaniem najlepszy i co jeszcze lepsze proporcje odpowiednie na dużą formę do tart.

Składniki:
na ciasto
220 g mąki (krupczatka z mąką babuni)
125 g zimnego masła
1 jajko

na wierzch
brokuł podgotowany na parze al dente
filet z indyka
wędzony boczek
3 jajka
mały kubek śmietany 12%
mleko
przyprawy (u mnie sól, macierzanka i słodka papryka)

Sposób przygotowania:
Przy użyciu noża wymieszać mąkę z masłem i jajkiem, dopiero na koniec ugnieść dłońmi, kulę ciasta odstawić do lodówki. Włączyć piekarnik na 220 stopni. Brokuły ugotować, indyka z boczkiem podsmażyć. Ciastem wylepić formę na tartę i wstawić na 10-15 min do rozgrzanego piekarnika, by troszkę je podpiec. Wyjąć ciasto, na wierzch wysypać mięso, rozłożyć brokuła. Wymieszać jajka ze śmietaną i mlekiem, tak by powstała masa, do masy dodać sól i zioła. Masę wylać na mięso i brokuły, zapiekać aż masa się zetnie (ok. 20 min.).

środa, 7 listopada 2018

Nocny chleb pszenno-żytni na zakwasie z serem feta

Dawno mnie tu nie było, bo życie pędzi i trudno się zatrzymać, żeby coś wrzucić, ale nie mogłam odpuścić kolejnej (chyba 10 w ciągu dwóch lat) próby zrobienia zakwasu i nowego fajnego chlebka, który z tego młodziutkiego zakwasu wyszedł.

Nigdy też nie robiłam chleba z fetą, ale szukałam długo fajnego chleba nocnego na zakwasie i jedyne co znalazłam to różne wariacje na temat chleba z nabiałem - serek wiejski, twaróg, skyr (z których żadnego nie miałam w domu). Postanowiłam więc użyć fety z rodzaju tych, które pod wpływem temperatury się rozmaślają. W związku z tym, że feta jest słona zmniejszyłam także ilość soli. Korzystałam z tego przepisu, zmieniając dodatkowo mąkę pszenną razową (której nie miałam) na żytnią żurkową. Nie wiem jaki to typ mąki, bo na opakowaniu nie jest napisane, ale wygląda na w miarę razową, a jest dużo tańsza niż bio, eko, sreko żytnia razowa dostępna w tym samym sklepie. Obecny zakwas też w 100% na żurkowej. Minus jest taki (a może plus biorąc pod uwagę naszą wiecznie przegraną walkę z molami spożywczymi), że sprzedawana jest w opakowaniach po pół kilo, więc szybciej się kończy.

Ciasto wyszło bardzo luźne i kleiste, więc sporo podsypałam mąką, ale mieszałam ręcznie  i zagniatałam dłońmi, które jednak lepiej pracują bez kilograma kluchy dookoła.

Efekt przerósł moje oczekiwania. podejrzewam, że dziś wieczorem znów będę musiała upiec chleb ;)


Składniki:
450g mąki pszennej typ 550-650
100g mąki żytniej razowej (żurkowej)
100g aktywnego zakwasu żytniego
5-10g rozpuszczonych w łyżce wody świeżych drożdży (jeżeli zakwas jest silny można pominąć ten krok)
80g sera feta sałatkowego
70g jogurtu naturalnego
(w sumie 150 g nabiału, można zamienić na cokolwiek)
300g ciepłej wody (max 40-50 stopni)
1-1,5 łyżeczki soli

Sposób przygotowania:
Składniki wymieszać, uformować bochenek i umieścić go w koszyku łączeniem do góry lub wsadzić do foremki. Wsadzić na noc (lub na dzień ok. 10-12h) do lodówki. Po upływie tego czasu wyjąć bochenek z lodówki, ja w tym momencie włączam piekarnik, żeby się nagrzał. Rozgrzać piekarnik do temp. 250 stopni z termoobiegiem (zapomniałam o termoobiegu) i rondlem z wodą na dnie. Gdy piekarnik się nagrzeje, włożyć chleb i piec ok. 10 min w temp 250 stopni z termoobiegiem i parą (rondlem), po tym czasie zmniejszyć do 200, wyjąć rondel i piec jeszcze 20-30 min, aż postukany od spodu wyda głuchy odgłos. Zmniejszając temperaturę przypomniałam sobie o termoobiegu, więc włączyłam go na drugą połowę pieczenia. Efekt dobry, można stosować.

Alternatywnie chleb ten można upiec w żeliwnym garnku.

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Pierogi z nadzieniem dyniowo-serowym

Mąż sobie wymarzył, że z puree z dyni koniecznie chce pierogi. Nie byłam przekonana do tego rozwiązania, bo uważałam, że puree jest zbyt wodniste do pierogów, ale przespałam się z tematem, pogrzebałam w lodówce (przypadkowo pustej jeśli chodzi o składniki obiadowe) i doszłam do wniosku, że pierogi to najsensowniejsze rozwiązanie z tego co mam. Dodałam jakieś resztki serów, trochę przypraw i wyszło. Zostało zaaprobowane i zjedzone migiem.



Składniki:
ciasto na pierogi z tego przepisu
250 g puree z dyni (u mnie Marina di chioggia)
250 g twarogu
resztka twarogowego sera koziego
podsmażona na masełku szławia z torebki (cały krzak świeżej mąż dzień wcześniej zużył do makaronu)
przyprawa suszone pomidory z czosnkiem i bazylią posiadające w składzie głównie pomidora
(1 jajko
tarta bułka do konsystencji - niekoniecznie, jest szansa, że bez nich mogłoby być lepiej)  <- a="" bez="" bo="" br="" bu="" by="" dodaniem="" e="" i="" istnieje="" jajka="" ki="" konsystencja="" lepsze="" niez="" oby="" przed="" szansa="">
sól, pieprz

Sposób przygotowania:
Wymieszać składniki farszu, zrobić ciasto na pierogi, lepić pierogi, gotować w osolonej wodzie aż wypłyną. Zajadać.

Drożdżowe rogale na dwa sposoby

Kolejny przepis z bloga Smakowity chleb. Już od dawna miałam ochotę na takie rogaliki. Z dzieciństwa pamiętam, że czasem w sobotę mama leciała do piekarni i na śniadanie były rogale z masłem. Ale to było pyszne. Od dawna w żadnej piekarni nie widziałam takich rogali. Nie pozostało mi nic innego jak zrobić je sobie samej.



Składniki:
500g mąki pszennej typ 650
1 jajko
60 g rozpuszczonego masła
5 g suszonych drożdży instant (dałam 20g świeżych)
300 ml letniego mleka (w drugiej wersji jogurt mieszany z wodą w sumie 300 ml)
4 łyżki cukru (dałam 2)
białko do posmarowania (pominęłam, posmarowałam wodą, żeby posypka się kleiła)
mak do posypania

Sposób przygotowania:
Do miski wrzucamy suche składniki, jeśli drożdże suche to już, jak mokre to do płynu, dodać jajko a następnie miksując dodawać mleko i masło, wyrobić na gładkie ciasto zostawić do wyrośnięcia na godzinę. Po godzinie uformować rogale. Mój sposób jest taki, że rozwałkowuję ciasto, przekrawam na pół wzdłuż, w poprzek, a potem jeszcze po skosie - powstają trójkąty (oczywiście nierówne) i je zwijam od szerokiego do wąskiego w rogale na końcu podwijając końce. Uformowane rogale ułożyć na blasze, przykryć ściereczką (albo i nie) i zostawić do wyrośnięcia na 40 minut. Po tym czasie posmarować jajkiem lub wodą, posypać makiem lub ziarnami,. Piec w temp. 190 stopni 15-17 minut (w moim piekarniku co najmniej 25).

niedziela, 28 stycznia 2018

Chleb rolada dyniowa i przypadkowe dyniowe bułeczki

Siódmy zakwas poszedł do śmieci kiedy po dwóch dniach w żłobku wylądowaliśmy z dzieckiem w szpitalu. Żłobkowe zarazy to jest to! W najbliższym czasie mam dość robienia nowych i wyrzucania ich, bo to już siódmy w ciągu półtora roku. W związku z powyższym przeprosiłam się z chlebami na drożdżach, których nie robiłam od dawna, bo prawdą jest, że zakwasowce (zwłaszcza takie bez dodatku drożdży) są lepsze. Ale z drugiej strony chleby na drożdżach to wdzięczne bestie - rosną jak wściekłe, szybko się robią i wyglądają bardzo ładnie. Czego chcieć więcej.

Dziś (a właściwie to już prawie miesiąc temu, tylko zawsze było coś pilniejszego niż dorzucanie przepisów na bloga) na tapecie zawijany chleb dyniowy z bloga Smakowity chleb. Przy pieczeniu pomagała mi córka, która miała swoją miseczkę i stanowczo, jak tylko 1,5 roczniak potrafi, domagała się dorzucania i dolewania do niej kolejnych składników - tym sposobem powstały pyszne bułeczki, których proporcji oczywiście nie znam, bo wrzucałam na oko. A szkoda, bo wyszły wyśmienite. Spróbuję odtworzyć bo byłoby szkoda aby pierwszy wypiek malucha popadł w zapomnienie.

Chleb dyniowy



Składniki:
500 g mąki pszennej typ 650
4 łyżeczki suszonych drożdży instant (dałam ok. 20g świeżych)
2 łyżeczki soli
170 ml letniej wody - do białego ciasta
80 ml letniej wody do ciasta dyniowego
150 g puree z dyni do ciasta dyniowego

Sposób przygotowania:
Przygotować dwie miski. Do każdej wrzucić połowę mąki, połowę soli i połowę drożdży. Do jednej miski wlać 170 ml wody, do drugiej puree z dyni i 80 ml wody. Ciasto w obu miskach wymieszać mikserem i odstawić na ok. 45 minut do wyrośnięcia. Następnie wyjąć ciasto na blat i rozwałkować oba na placki, przy czym dyniowy trochę większy (chyba, że chcecie zrobić niespodziankę i ukryć dynię - wtedy na odwrót). Biały położyć na dyniowym i zawinąć w roladę. Przełożyć do formy (ja na dnie układam papier do pieczenia - łatwiej wyjąć chleb z formy) i odstawić na 45 minut do wyrośnięcia (u mnie rósł w lodówce do wieczora). Ciasto posmarować białkiem (pominęłam) i piec 20 minut w 200 stopniach i 15 minut w 180 stopniach. Wyjąć z formy, studzić na kratce.


Bułeczki dyniowe


Haha, to będzie trudne - robicie na własne ryzyko

Składniki:
szklanka mąki typ 650 + do podsypywania pewnie drugie tyle
niecała letniej szklanka wody
okruch drożdży wielkości ziarnka grochu
czubata łyżka puree z dyni
niecała łyżeczka soli

Sposób przygotowania:
Wymieszać wszystkie składniki i zostawić na blacie nie wierząc, że cos z tego wyjdzie. Po paru godzinach przyjść zamieszać w tym, dosypać mąki, żeby wyszło jako takie ciasto, zostawić na blacie, wieczorem uformować bułki, dodając kolejną porcje mąki, tak, żeby ciasto było nadal dość luźne, ale dało się z nim pracować. Uformować bułki, poczekać aż chleb się upiecze i w drugiej turze wrzucić bułki. Piec aż się zrumienią i postukane wydadzą głuchy odgłos. Wystudzić (ale tylko trochę, bo właśnie pora na kolację), przekroić, spróbować i dostać opadu szczęki jakie to dobre i pożałować, że robiło się to na oko ;)