niedziela, 9 grudnia 2018

Placuszki na zakwasie bez jajek

Jakiś czas temu udało mi się zrobić kolejny zakwas. I na razie (tfu-tfu-odpukać-nie-wierzę-w-zabobony) jakoś sobie radzi. Dokarmiam go regularnie dwa razy dziennie i nie wsadzam do lodówki pomiędzy (taki eksperyment, póki nie wyjedziemy po raz pierwszy i będzie musiał do niej trafić). Na pewno bardzo dobrze wpływa to na siłę zakwasu, który po dwóch tygodniach, jest już tak mocarny, że dodanie drożdży do ciasta tak na wszelki wypadek skończyło się małą katastrofą. Chleb leżakowany w lodówce wypłynął radośnie z koszyków. Dobrze, że był dodatkowo w siatce, bo oooo jak ja nie cierpię mycia lodówki. Zwłaszcza nadprogramowego.

No ale. W związku z tym, że siedzi na zewnątrz i dodaje się do niego 4 łyżki mąki i tyle samo wody dziennie to szybko wychodzi ze słoika. Sam słoik też często trzeba zmieniać, żeby gdzieś u góry nie zamieszkała pleśń, bo wtedy cały zakwas do śmieci.

W związku z tym, w krótkim czasie jaki upłynął od zrobienia tego zakwasu, już trzykrotnie wykorzystywałam przepis na nadmiary zakwasu z książki Hamelmana. Raz krakersy i dwa razy placuszki. No właśnie, placuszki. Najlepsze przepisy powstają zawsze gdy zrobi się jakiś błąd.

Mąka, zakwas i drożdże w misce, masło roztopione. Zaglądam do lodówki po jajka iiii.... NIC. Dla pewności pytam męża, gdzie są jajka, bo nie dalej niż tydzień temu kupowałam 10, a jeszcze wtedy nie wyszły poprzednie.

Mąż spokojnie - nie ma.

Zaproponował, żeby lecieć do jedynego otwartego sklepu w okolicy (przy czym nie wskazał kto ma lecieć, więc podejrzewałam, że ja), bo przecież niedziela niehandlowa, no ale ja już miałam pomysł. Iście genialny. Klasyczna sztuczka z zamianą. Wyszło tak dobre, że nie wiem czy kiedyś wrócę do oryginalnego przepisu.

Po tym przydługim wstępie, w celu zbudowania napięcia, przepis:

Oryginał to przepis na naleśniki i gofry na zakwasie z książki "Chleb" Jeffreya Hamelmana. Już dawno przeze mnie przerobiony na drożdżowy, a teraz jeszcze bez jaj!



Składniki:
 227 g mąki chlebowej przesianej (dałam typ 650 i odpuściłam przesiewanie)
310 g zakwasu żytniego
227 g ciepłej wody
łyżka miodu
ok. 85 g roztopionego masła
łyżeczka suchych drożdży
dwie szczypty soli
2/3 kubka gluta z siemienia lnianego wraz z nasionami (dałam niecałe pół kubka siemienia, zalałam wodą do pełna, ale weszło mi mniej do ciasta).

+ pokrojony w plasterki banan (na koniec i opcjonalnie)

Sposób przygotowania:
Wymieszać wszystkie składniki. Ja zrobiłam to łyżką, ale można też mikserem z hakami do ciasta drożdżowego, tyle że ciasto jest luźne, jak na racuchy, więc ma szansę pryskać. Potrzymać ok. 1,5 - 2h pod ściereczką. Iść na spacer, więc ciasto wsadzić do lodówki. Po kilku godzinach wrócić, wkroić banana (nie trzeba) i usmażyć placki na patelni nieprzywierającej (są bardzo delikatne, a przewracać trzeba jak tylko zacznie się pojawiać otoczka wyschniętego ciasta, także wszelkie stare dobre żeliwne patelnie - takie jak nasza faworytka do naleśników po prostu odpadają). Podać z podgrzanymi, mrożonymi borówkami (czy jak mówią w innych częściach Polski jagodami) z dodatkiem łyżeczki miodu.

Poważnie mówiąc, to zwykle po ok. 0,5 - 2h smażę lub po max pół dnia w lodówce. Hamelmanem się nie sugerujcie, on robi to ciasto na sodzie i proszku do pieczenia, więc procedura jest całkiem inna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Smakowało? - zostaw komentarz :)
Did you like it? - leave a comment :)