Wszystkie słoiki wyniesione do schowka w ramach wczorajszego sprzątania, więc na razie nie doczekają się foty. Z resztą, cóż jest ciekawego w słoiku przetworów, szczególnie nieotwartych, a otwierać nie będę bo wyszło za mało żeby marnować teraz gdy łatwo dostępne są świeże owoce. Aktualnie wyjadamy jeszcze dżemy z ubiegłego sezonu (marne resztki) i do woli obżeramy się świeżymi owocami, których na szczęście na naszym lokalnym placu targowym jest bardzo dużo.
Niestety jeżeli chodzi o dżem jagodowy, to wiele zależy od surowca jaki akurat się trafi. U nas powstały dwie partie dżemu, z czego jedna z resztek po jagodziankach (nie wiem czy był tam litr, szczerze w to wątpię) a druga z półtora litra nawet z jakąś górką. Finalnego produktu wyszło mniej więcej tyle samo. Po prostu w drugiej partii było więcej wody w owocach. Borówki dość długo są bardzo rzadkie, więc jak ktoś nie ma cierpliwości, można ułatwić sobie zadanie żelfixem, Ja też często pomagam moim przetworom po prostu miksując część owoców. Łatwiej się wtedy uwalniają naturalne pektyny i szybciej to idzie.
Podobno dżem jagodowy ma jeszcze inną supermoc (ja tam nie wiem, nigdy nie zaobserwowałam) - pomaga uporać się z biegunką, bo ponoć borówki mają właściwości
zapierające. No cóż, ja tam słyszałam tylko o borówkach obsikanych przez lisa od których biegunki raczej można dostać, a nie wręcz przeciwnie :p więc pozostanę przy walorach smakowych.
Składniki:
borówka leśna
cukier
(nie podaję proporcji, bo każdy ma inne preferencje, my dajemy bardzo mało cukru, sypiemy na oko troszkę, byle tylko owoce miały szansę puścić sok, a potem, gdy owoce ten sok puszczą i całość się zagotuje sprawdzamy czy cukru jest dość, czasem dosypujemy, czasem nie, ale i tak wychodzi często 100-200g cukru na 1 kg owoców).
Sposób przygotowania:
Porządnie umyć borówki pod ciepłą wodą. Wrzucić do gara, zasypać cukrem, zostawić żeby puściło sok. Podgrzać na małym ogniu, poczekać aż zgęstnieje (trwa to dość długo), można ułatwić sobie sprawę miksując część owoców podczas gotowania. Gorący dżem przelać do wyparzonych słoików, zakręcić suchymi i czystymi zakrętkami. Zapasteryzować. Ja robię to w piekarniku w temp. 95 stopni. Wyjąć, odwrócić denkiem do góry, żeby zakrętki zassały. Ogólnie ten dżem jest raczej z tych rzadszych, ale częściowo zmiksowany nawet sensownie zżelował jak wystygł. Niemniej jak ktoś lubi, żeby dżem miał stałą konsystencję, to polecam jednak żelfix.
W związku z tym, że ten dżem jest długo rzadki, można spokojnie użyć żelfixa. Wtedy nie należy pasteryzować dżemu (raz zepsułam to wiem ;)).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Smakowało? - zostaw komentarz :)
Did you like it? - leave a comment :)